WŁADCA WIELKIEJ ZIEMI – wersja poprawiona

Tatianie, dwunastoletniej dziewczynce Ziemi Grodzieńskiej dedykuję…

WŁADCA WIELKIEJ ZIEMI – wersja poprawiona

Wersja poprawiona. W pierwotnej wersji moim zamysłem było napisać tekst w formie antyczno-biblijnej. Być może teraz jest bardziej czytelny.

Wstęp i rozdział I

Opowiem historię dziejów pewnego narodu. Jest to naród starożytny. Jest to naród najstarszy i najbardziej znamienity ze wszystkich rodów i pokoleń, jakie istniały dotychczas i znane były w historii dziejów ziemi. Jest to naród podróżników i nomadów, wędrujących pielgrzymów, którzy pewnego dnia po dotarciu w miejsce przeznaczenia, zatrzymali się i osiedli na tym terytorium już na stałe. Wznieśli oni i zbudowali w tych okolicach swoje domy, miejsca kultu i świątynie. Jest to naród, który na jałowych i pustynnych terenach posiadł sztukę uprawy ziemi i zbierania jej plonów. Jest to naród, który zdobył umiejętność utrwalania na piśmie swoich myśli i nachodzącego ich synów i córki twórczego natchnienia. Naród ten stworzył najbardziej rozległy, obszerny i najbogatszy w litery i znaki ze wszystkich znanych we wszelkich cywilizacjach alfabet. Jest to naród, który w historii ziemi wydał najwspanialszych myślicieli, podróżników, uczonych i mędrców. Jest to naród najwybitniejszych, najbardziej odważnych i najwaleczniejszych wojowników.

Opowiem wam dzieje tego narodu, opowiadając historię życia dwóch sióstr z jego pokolenia. Jedna z nich, starsza siostra, opowiadać będzie młodszej swojej siostrze, zdarzenia ze swojego życia i podzieli się z nią młodszą siostrą swoimi przeżyciami i życiowym doświadczeniem. Odkrywać będzie starsza siostra przed nią młodszą swoją siostrą nieznane jej i niedostępne jeszcze/dotychczas jej tajemnice i życiowe prawdy, i tym sposobem wprowadzi młodszą swoją siostrę w wielki i nieznany jej dotychczas świat. Starsza siostra uczyni to po to, aby młodsza jej siostra już teraz, od najwcześniejszych lat swojego dzieciństwa, mogła nauczyć się odróżniać prawdę od fałszu, dobro od zła, poznać i doświadczyć, czym jest podstęp i ludzka przewrotność oraz posiąść umiejętność rozpoznania, który z tych, kogo napotka w dojrzałym już życiu, okaże się (być) człowiekiem prawym i szlachetnym, dobrym i uczciwym, a kto stwarzać będzie jedynie pozory, że takim jest.

Imię jednej z sióstr, tej młodszej, to Oblubienica Mniejsza. Młodsza siostra imieniem tym nazwana została przez swojego ojca. Imię starszej siostry, to Biegnąca po Pagórkach. Imię to starsza siostra sama sobie stworzyła i sama sobie imię to sobie nadała.

Będę wam historię dziejów tego narodu od początku, aż do samego końca opowiadał…

Rozdział I – Dom i ogrody Władcy wielkiej Ziemi

  1. Dom Władcy wielkiej Ziemi

Miej ufność w Panu i postępuj dobrze, mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność (Ps 37, 3).

Pewnego razu przechodziłam obok Domu Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś/poznałaś, że był to Dom Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Drzwi tego Domu były uchylone i nie były zamknięte, a furtka od ogrodu pozostała otwarta. Kwiaty w ogrodzie utrzymane były w nienagannym porządku, ułożone i zasadzone w ten sposób, że po zakwitnięciu ich kolory układały się w logiczną i niespotykanie piękną kompozycję. Kolor żółty kompozycji kwiatów nie wybijał się ponad błękit, a czerwień nie raziła. Łagodna biel ogrodu i delikatność łodyg kwiatów w przyglądających się ogrodowi przechodniach wprowadzała pokój ducha i nastrajała modlitewnie. Żadna z barw w tym ogrodzie nie dominowała względem pozostałych kolorów. Zasadzonych tam było też kilka drzew owocowych. Po tym poznałam, że był to Dom i Ogród Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich:, „Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?” Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej (J 1, 38-39).

  1. Księga Władcy wielkiej Ziemi

Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca (Ps 37, 4).

Pewnego razu pochylałam się nad Księgą Władcy wielkiej Ziemi i przekładałam zapisane jej/tam karty – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że była to Księga Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy czytając tę księgę, kiedy dotarłam do ostatniego już jej rozdziału, wtedy oczom moim ukazał się pełen obraz historii dziejów Władcy wielkiej Ziemi. Po tym poznałam, że była to Księga Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił (J 2, 23).

  1. Księga napisana przez Władcę wielkiej Ziemi

Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał (Ps 37, 5).

Pewnego razu pochylałam się nad księgą i przekładałam jej karty, zapisane przez Władcę wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że była to Księga napisana przez Władcę wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy czytając tę księgę, kiedy dotarłam do ostatniego już jej rozdziału, wtedy odkryłam, że księga ta opowiada historię mojego życia. Po tym poznałam, że była to Księga, której karty zostały zapisane przez Ducha Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego (J 3,5).

  • Pieśń ku czci Władcy wielkiej Ziemi

Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał i sprawi, że twoja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a słuszność twoja – jak południe. (Ps 37, 5-6).

Pewnego razu przysłuchiwałam się pieśni, śpiewanej ku czci Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że była to pieśń ku czci i chwale Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Młodzieniec, który wykonywał tę pieśń, stał na piedestale wyrzeźbionym z drzewa cyprysowego, a każda z chóru dziewcząt, dotykając dłońmi dziesięciostrunowych harf i wydobywając z nich przepiękne/przejmująco piękne dźwięki i tony ubrana była w białą długą tunikę, przepasana wokół bioder obszerną błękitną szarfą. Po tym poznałam, że pieśń, którą ten chór wykonywał, dedykowana była ku czci i chwale Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata (J 4, 41-42).

  1. Szata Władcy wielkiej Ziemi

Upokorz się przed Panem i Jemu zaufaj!

Nie oburzaj się na tego, komu się szczęści w drodze, na człowieka, co obmyśla zasadzki (Ps 37, 7).

Pewnego razu widziałam kogoś, kto odziany był szatą Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że był to Władca wielkiej Ziemi, ubrany w swoją szatę? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kolor szaty, którą ten ktoś miał założoną na siebie, nie raził oczu i wprowadzał pokój w mojej duszy, powodując łagodność i odpocznienie mego spojrzenia. Po tym poznałam, że ten ktoś, kto okryty był szatą Władcy wielkiej Ziemi, to on sam, był Władca wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

W odpowiedzi na to Jezus im mówił: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni (J 5,19).

  1. Droga Władcy wielkiej Ziemi

Pan umacnia kroki człowieka i w jego drodze ma upodobanie (Ps 37, 23).

Pewnego razu szłam/Przechodziłam drogą, którą przedtem, przede mną przechodził Władca wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że drogą tą, przed tobą przechodził Władca wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Idąc tą drogą odczuwałam jeszcze ciche, spokojne i delikatne jej drżenie. Szłam przed siebie biegnąc niejako po łagodnych i rozłożystych, pokrytych bujną zielenią leśnych traw, urodzajnych i żyznych pagórkach. Po tym poznałam, że drogą tą przede mną przechodził Władca wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6,51).

  1. Drzewo Władcy wielkiej Ziemi.

Lepsza jest odrobina, którą ma sprawiedliwy, niż wielkie bogactwo występnych,

bo ramiona występnych będą połamane, a sprawiedliwych Pan podtrzymuje (Ps 37, 16-17).

Pewnego razu przechodziłam obok drzewa, które przedtem zasadził Władca wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że było to drzewo Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Przechodząc drogą obok tego drzewa, a było to przed nastaniem ranka i zanim jeszcze wzeszło słońce, usłyszałam piękny śpiew nieznanego mi ptaka. Rozbudzał on swoim śpiewem cały las, a okolicznych mieszkańców i przygodnych przechodniów wyzwalał z głębokiego snu, budząc ich do życia i do wyruszenia w dalszą drogę. Nikt nigdy przedtem tego ptaka nie widział i nikt tego ptaka go nigdy też nie ujrzy. Przez okolicznych mieszkańców nazywany był nieznanym ptakiem. Siada on, każdego poranka, zanim dzień jeszcze zbudzi się do życia na jednym z konarów tego drzewa i rozpoczyna swój koncert. Jest tylko jeden taki ptak w tym lesie, który potrafi tak pięknie śpiewać. A jeżeli uwił on swoje gniazdo na tym drzewie, oznacza to, że drzewo to przedtem zasadził i dawał jemu wzrost Władca wielkiej Ziemi. Po tym poznałam, że było to drzewo Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia”. (J 7,46).

  1. Źródło Władcy wielkiej Ziemi

Pan zna dni nienagannych, a ich dziedzictwo trwać będzie na wieki;

w czasie klęski nie zaznają wstydu, a we dni głodu będą syci (Ps 37, 18-19).

Pewnego razu przechodziłam obok źródła, które przedtem wydobył z ziemi Władca wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że było to źródło, które wytrysnęło z ziemi z woli Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Przechodząc obok tego źródła zauważyłam zgromadzony wokół jego krystalicznych wód rozległy tłum ludzi. Wszyscy, którzy byli tam zgromadzeni tam młodzieńcy i dziewczęta, mężczyźni i kobiety, każdy z nich odziany był stosownie do swojego wieku i stanu w piękną godową tunikę. Wszyscy zgromadzeni wokół tego źródła młodzieńcy i dziewczęta, mężczyźni i kobiety, każdy z nich trzymał w ręku wyrzeźbiony ze szlachetnego drzewa cyprysowego mały kubek. Co chwil kilka jeden z nich podchodził do źródła, które przedtem wydobył z ziemi Władca Wielkiej Ziemi, nabierał tym kubkiem wody i wręczał/podawał napełniony wodą z tego źródła kubek podawał jednemu z nich. tam zgromadzonych tłumu zgromadzonych tam ludzi. Przyglądając się temu zgromadzeniu odniosłam wrażenie, że ten, któremu przed chwilą podano kubek który przed chwilą otrzymał od kogoś innego kubek napełniony wodą ze źródła, za kilka chwil sam chciał podejść i zaczerpnąć wody do picia z tego źródła, aby podać innemu ugasić swoje pragnienie, i ktoś inny odczytując jego zamiar w tym go uprzedzał. Po tym poznałam, że było to źródło, które przedtem wytrysnęło z ziemi z woli i z nakazu Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Rzekł więc do nich Jezus: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył (J 8, 28).

  1. W Domu Władcy wielkiej Ziemi

Pan zna dni nienagannych, a ich dziedzictwo trwać będzie na wieki;

w czasie klęski nie zaznają wstydu, a we dni głodu będą syci (Ps 37, 18-19).

Pewnego razu byłam gościem i spędziłam noc w domu Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że był to dom Władcy wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Wczesnym rankiem obudziło mnie z błogiego wypocznienia i uniosło, wyzwalając mnie z trudów poprzedniego dnia, ze spokojnego i głębokiego snu, uczynione jakby dłonią Ducha Władcy wielkiej Ziemi delikatne, dwukrotne uderzenie w drzwi sypialni tego domu. Po tym poznałam, że dom, którego byłam gościem i spędziłam tam noc, był Domem Władcy wielkiej Ziemi – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Jezus rzekł: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi”. (J 9, 39).

  1. Obraz namalowany przez Władcę wielkiej Ziemi

Byłem dzieckiem i jestem już starcem,

a nie widziałem sprawiedliwego w opuszczeniu ani potomstwa jego, by o chleb żebrało (Ps 37, 25).

Pewnego razu przyglądałam się obrazowi, którego twórcą był Władca wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że był to obraz, którego autorem był Władca wielkiej Ziemi? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Spoglądając na obraz/Kiedy spoglądałam na ten obraz, niezależnie od pory dnia, czy było by to wczesnym rankiem o brzasku, czy w południe, czy też wieczorową porą, trzy postacie namalowane na tym obrazie wyglądały tak, jakby przyodziane były niezmiennie i zawsze w taki sam sposób i podobnym zestawem koloru barw, kontrastu światła i cienia, oraz głębi przestrzeni i mocy majestatu oblicza ich twarzy. Po tym poznałam, że twórcą tego obrazu był Władca wielkiej Ziemi – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10, 29-30).

 

Rozdział II – Lata mojego dzieciństwa i mojej młodości

Wydarzenia te miały miejsce jeszcze w latach, kiedy po to, aby zdobyć życiową mądrość oraz doskonałość duchową, jak i również dar roztropności, rozwagi, umiarkowania i męstwa, a także posiąść umiejętność rozpoznania przyszłości i przewidywania tego, co w dalszej kolejności wydarzeń dziejów nastąpi, ponieważ z woli Władcy wielkiej Ziemi ku chwale majestatu jego oblicza i dla obrony świętości jego imienia, oraz z potrzeby zaświadczenia przed światem o potędze, mocy, prawdziwości i nieprzemijalności jego słowa już od najmłodszych i najwcześniejszych lat mojego dzieciństwa, będąc, jeszcze jako mała dziewczynka, powołana, przeznaczona i przygotowywana do służby w oddziale wojowników najprzedniejszej formacji, i dlatego też i z tego to powodu, a miało to miejsce jeszcze w latach mojej wczesnej i umiłowanej dziewczęcej młodości, pewnego dnia o zachodzie słońca, kiedy niebo rozgorzało i płonęło na podobieństwo najprzedniejszej pochodni i pokryte było gorącym, wydawało się nie do opanowania i ugaszenia ogniem, wtedy to, w tym czasie, tego wieczoru i w tej właśnie chwili, Duch Władcy wielkiej Ziemi wyprowadził mnie na odosobnienie i na rozległe, zamieszkałe przez obcych i nieznanych mi ludzi pustkowie, i tam Duch Władcy wielkiej Ziemi nauczał mnie i przekazywał mi całą swoją mądrość, umiejętność, natchnienie i wiedzę, doświadczał mnie też poddając wszelkiemu sprawdzianowi i wszelakiej próbie wszelakiej.

  1. Wczesnym rankiem po spędzonej na modlitwie nocy

Występny czatuje na sprawiedliwego i usiłuje go zabić, lecz Pan nie zostawia go w jego ręku i nie pozwala skazać, gdy stanie przed sądem (Ps 37, 32-33).

I oto pewnego dnia wczesnym rankiem o brzasku po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze ptaki ciemności rozległego pustkowia po nocnych łowach powróciły do swoich gniazd, kiedy ocierałam z mojego czoła resztki pustynnego piasku, wtedy to, w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem najwyższego daru. Trzymał w swoich dłoniach dwie pozłacane korony. Jedna z koron, ta, którą trzymał w prawej dłoni, wysadzana była drogocennymi kamieniami jaspisu i szafiru, a druga, ta, którą trzymał w lewej swej dłoni, wysadzana była drogocennymi kamieniami chalcedonu i szmaragdu. Powiedział, że w dojrzałym życiu, wtedy, kiedy będę już w służbie wojowników najprzedniejszej formacji, w nagrodę za moją służbę mogę zdobyć i otrzymać od niego obydwie te korony. Powiedział jeszcze i to, że jeżeli odznaczę się najwyższą miarą odwagi, dzielności i męstwa w boju, wtedy otrzymam inną, jeszcze lepszą i bardziej zaszczytną niż ta nagrodę. Obiecał wręczyć mi koronę wykonaną ze szczerego złota i wysadzaną drogocennymi kamieniami hiacyntu i ametystu, koronę wykonaną przez niego samego. Nie był on jednak Panem najwyższego daru i nie mógł wręczyć mi korony wykonanej z najszlachetniejszego kruszcu złota, korony wysadzanej drogocennymi kamieniami – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Panem najwyższego daru i nie mógł ofiarować tobie  korony uczynionej z najszczerszego kruszcu złota i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nasz ród wywodzi się z dynastii najprzedniejszych, najdzielniejszych i najbardziej walecznych wojowników. Najwyższe wyróżnienie i nagroda, jakiej może dostąpić wojownik z naszego pokolenia, to przywilej noszenia czarnej tuniki, przepasanej czarnym pasem u bioder i z ostrym obosiecznym mieczem u boku. Ofiarowanie komuś korony, wykonanej ze szczerego złota i wysadzanej drogocennymi kamieniami hiacyntu i ametystu nie było, ani najwyższym wyróżnieniem, ani najbardziej dostojnym przywilejem, jakiego mógł dostąpić wojownik z naszego rodu. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych prawd, ani zwyczajów, nie znał naszego prawa ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Po tym poznałam, że nie był on Panem najwyższego daru i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie (J 16,16).

  1. Zanim drzewa otwarły i rozwinęły swoje liście

Występny czatuje na sprawiedliwego i usiłuje go zabić, lecz Pan nie zostawia go w jego ręku i nie pozwala skazać, gdy stanie przed sądem (Ps 37, 32-33).

I oto pewnego dnia wczesnym rankiem o brzasku po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze drzewa rozległego pustkowia rozbudzone zostały pierwszym podmuchem pustynnego wiatru i zanim jeszcze otwarły i rozwinęły swoje liście, kiedy ocierałam z mojej tuniki resztki pustynnego piasku, wtedy to, w tej właśnie chwili, ujrzałam przed sobą w niezwykłej piękności rozległego pustkowia ogrodzie kogoś, kto w tym ogrodzie ścinał jedno z jego drzew. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, czy zamierzał ściąć wszystkie drzewa tego ogrodu, czy tylko to jedno. A kiedy zbliżyłam się do niego i podeszłam bliżej, wtedy on powiedział, że to on jest panem tego położonego na rozległym pustkowiu ogrodu. Nie był on jednak Panem tego położonego na rozległym pustkowiu niezwykłej piękności ogrodu – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem położonego na rozległym pustkowiu niezwykłej piękności ogrodu, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, ale już wiedziałam, że w zwyczaju Pana położonego na rozległym pustkowiu niezwykłej piękności ogrodu było jedynie zasadzić drzewo i nie miał on nigdy ani zamiaru/zamysłu, ani też potrzeby, czy też żadnego powodu, aby jakiekolwiek drzewo w tym ogrodzie było ścięte. Po tym poznałam, że nie był on Panem tego położonego na rozległym pustkowiu niezwykłej piękności ogrodu, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać (J 16, 22).

  1. Zanim powiew wiatru zawładną tchnieniem życia

Miej nadzieję w Panu i strzeż Jego drogi, a On cię wyniesie, abyś posiadł ziemię; zobaczysz zagładę występnych (Ps 37, 34).

I oto pewnego dnia wczesnym rankiem o brzasku po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze powiew porywistego i gorącego wiatru rozległego pustkowia ożywił i zawładnął tchnieniem wszelkiego życia, kiedy oczyszczałam moje włosy z resztek pustynnego piasku, wtedy to, w tej właśnie chwili, ujrzałam przed sobą w niezwykłej piękności rozległego pustkowia ogrodzie kogoś, kto w tym ogrodzie ściął jedno z jego drzew. Leżało ono teraz na pół na ziemi i na pół w nurcie powolnie i spokojnie płynącej przez ten ogród rozległej rzeki, a ten ktoś, kto ściął to drzewo, teraz je stamtąd wyciągał. Całe spętane było ono i obleczone łańcuchami, a ciągnął je zaprzężony w ciężką i ciasną obrożę mocny, pociągowy koń. I wtedy ten ktoś, ten, który ściął to drzewo, a teraz je stamtąd wyciągał, powiedział, że to on jest panem tego konia. Powiedział jeszcze i to, że jest to bardzo leniwy i opieszały koń i że nie chce mu się wyciągać tego drzewa, i podając mi bat nakazał mi, abym tego konia uderzyła i zmusiła go do wysiłku. Nie był on jednak Panem tego konia – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem tego konia, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, ale już wiedziałam, że to ścięte przez tego kogoś w tym położonym na rozległym pustkowiu niezwykłej piękności ogrodzie drzewo było zbyt ciężkie, aby ten koń mógł je uciągnąć. Po tym poznałam, że nie jest on Panem tego konia, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje (J 16,23).

  • Zanim promienie słoneczne zaczynały wyznaczać szlaki podróży

Widziałem, jak występny się pysznił i rozpierał się jak cedr zielony. Przeszedłem obok, a już go nie było; szukałem go, lecz nie można było go znaleźć (Ps 37, 35-36).

I oto pewnego dnia wczesnym rankiem o brzasku po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze promienie słoneczne zaczęły wyznaczać szlaki podróży kolejnym nieznanym wędrowcom i pustynnym karawanom, kiedy oczyściłam już moje oczy z ostatnich grudek pustynnego piasku i kiedy ustąpiły już z kwiatów pustyni i opadły na ziemię ostatnie grudki krystalicznej soli, a odległy horyzont rysował już kontury nieznanych pustynnych przechodniów, wtedy to, w tej właśnie chwili na rozległym pustkowiu u ujścia dwóch zbiegających się w jedno koryto rozległych i powolnie płynących rzek ujrzałam przed sobą okazały i niezwykłej urody rozłożysty Ogród. Zasadzonych było w tym ogrodzie wiele drzew. Przez mieszkańców tego niezwykłej urody rozłożystego ogrodu jedno z drzew nazwane było Drzewem życia, a inne Drzewem poznania dobra i zła. Wtedy to na mojej drodze stanął ktoś, kto powiedział, że to on jest panem tego okazałego i niezwykłej urody rozłożystego ogrodu. Powiedział jeszcze i to, że prowadził mnie w to miejsce i że już od dawna chciał się ze mną spotkać i poznać mnie. Nie był jednak Panem tego niezwykłej urody, położonego u ujścia dwóch pustynnych i rozległych rzek rozłożystego ogrodu – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem tego okazałego i niezwykłej urody, położonego na rozległym pustkowiu u ujścia dwóch zbiegających się w jedno koryto rzek rozłożystego ogrodu, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Przechadzając się poprzez ten niezwykłej urody rozłożysty ogród na długo przedtem, zanim ten ktoś stanął przede mną, widziałam jego już tam, stojącego obok jednego z drzew tego ogrodu. Stał obrócony tyłem i bokiem do mnie i był/będąc w sobie nieco pochylony, a spoglądając na mnie zdawał się kontrolować i śledzić każdy mój ruch. Patrząc na niego odniosłam wrażenie, że spoglądał przed siebie i jednocześnie na bok, wzrokiem nieco niewidzącym. Sprawiał wrażenie, jakoby był nieobecny i nie z tego ogrodu. Wydawał się być podzielony sam w sobie i w swojej świadomości. Jego uśmiech dyskretny, ledwo uchwytny i prawie niewidoczny miał w sobie coś z fałszu, podstępu i zdrady. Zdawał się oczekiwać na kolejną ofiarę swojego oszustwa, przewrotnego i podstępnego w zamiarze działania. Powiedział, że prowadził mnie w to miejsce i że już od dawna chciał mnie poznać. Ale to nieprawda, że prowadził mnie w to miejsce i chciał mnie poznać. Nie wiedział o tym, że Pan tego Ogrodu znał mnie dobrze i to on mianował mnie głównym zarządcą i włodarzem tego ogrodu. Poza tym nie stał ten ktoś pod żadnym z drzew, które znane były mieszkańcom tego ogrodu i nazwane przez nich konkretnym imieniem. Nie stał ani pod Drzewem życia, ani pod Drzewem poznania dobra i zła. Po tym poznałam, że nie był Panem tego okazałego i niezwykłej urody, położonego na rozległym pustkowiu u ujścia dwóch zbiegających się w jedno koryto rozległych i powolnie płynących rzek, rozłożystego ogrodu, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16,24).

  1. Zanim rytm mojego serca scalił się z otwartą przestrzenią

Widziałem, jak występny się pysznił i rozpierał się jak cedr zielony. Przeszedłem obok, a już go nie było; szukałem go, lecz nie można było go znaleźć (Ps 37, 35-36).

I oto pewnego dnia wczesną wiosną i wczesnym rankiem o brzasku po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze rytm mojego serca, woli i umysłu zjednoczył się i scalił z otaczającą mnie otwartą i bezkresną nienazwaną przeze mnie jeszcze żadnym imieniem, wydawało się, być bez granic przestrzenią, kiedy podniosłam się już z ziemi i oczyściłam moje kolana i dłonie z resztek pustynnego piasku, wtedy to, w tej właśnie chwili ogarnęło mnie jak nigdy przedtem i jak nigdy w innym miejscu pragnienie wyruszenia w dalszą drogę. Pamiętam, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem opowiadano mi, że w pewnym miejscu bardzo pustynnym, samotnym i opuszczonym jak żadne inne, tam, gdzie ogarnie cię mocne pragnienie, jak nigdy przedtem i dotychczas powrotu w rodzinne strony, czy też pośpiesznego oddalenia się z tego miejsca, tam swego czasu, w miejscu tym dawno temu, w czasie ostrej i mroźnej zimy, pewnego dnia w samo południe wymierzony został śmiertelny cios, a po nim dał się słyszeć okrzyk upadającej na ziemię niewinnie straconej ofiary. Powiedziano mi jeszcze i to, że zdarzenie to odbyło się na podobieństwo egzekucji i zamierzonego przedtem i rozmyślnie przygotowanego zamiaru wyrządzenia zła. Kiedy wstałam już i wyruszałam w dalszą drogę, wtedy podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest władcą wielkiej ziemi. Nie był on jednak Władcą wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Władcą wielkiej Ziemi, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że pewnego dnia dawno temu, a było to wczesną porą wiosennego poranka, który to poranek nastąpił po ostrej i mroźnej jak nigdy przedtem zimie i zanim jeszcze wzeszło słońce, aby stopić i rozproszyć ostatki już zimowego śniegu, wtedy to, w tym właśnie czasie i tego dnia Władca wielkiej Ziemi odszedł z tego rozległego i wielkiego placu, miejsca egzekucji i miejsca niezawinionej śmierci. Śmierci, której wykonanie, jako świadome i rozmyślne wyrządzenie zła, przedtem starannie przygotowano i przeprowadzono. Po tym poznałam, że ten ktoś, kto wtedy podszedł do mnie nie był Władcą wielkiej Ziemi, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga (J 16, 27).

  1. Zanim Duch Władcy wielkiej Ziemi do mnie przystąpił

Przyjrzyj się uczciwemu, spójrz na człowieka prawego, kto miłuje pokój cieszy się potomstwem (Ps 37, 37).

I oto pewnego dnia w czasie wiosennej pory i pięknego jak nigdy przedtem wczesnego poranka, po długiej i bezsennej, spędzonej na modlitwie nocy i zanim jeszcze Duch Władcy wielkiej Ziemi na nowo przystąpił do mnie, aby udzielić mi swojej mocy, siły i swojego pouczenia na kolejny czekający mnie dzień, kiedy oczyściłam już ze wszelkiego pustynnego piasku i prochu rozległy kamienny głaz i stanęłam już wyprostowana i gotowa do tego, aby rozpocząć dzień w imię świętości imienia Władcy wielkiej Ziemi, wtedy to, w tej właśnie chwili, ujrzałam przed sobą kogoś siedzącego na jednym z kamieni rozległej pustyni. Przez chwilę przyglądałam się jemu w milczeniu. Siedział pochylony z głową spuszczoną ku ziemi. A kiedy wstał i podniósł się z pustynnego kamienia powiedział, że jest władcą wielkiej ziemi i że w imię dostojności jego oblicza i majestatu jego chwały winna jestem teraz i w tej chwili właśnie jemu oddać mu pokłon. Nie był on jednak Władcą wielkiej Ziemi – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Władcą wielkiej Ziemi, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy odmówiłam oddania jemu pokłonu mówiąc, że miejsce pustynne nie jest miejscem przebywania i zamieszkania Władcy wielkiej Ziemi, wtedy on powalił mnie na ten kamienny, pustynny głaz. A kiedy odmówiłam po raz drugi oddania jemu mu pokłonu mówiąc, że Niebiosa są miejscem przebywania i zamieszkania Władcy wielkiej Ziemi, wtedy to on powalił mnie na ten kamienny głaz po raz drugi. A kiedy uczyniłam skłon oddając pokłon Władcy wielkiej Ziemi, temu, którego miejscem przebywania i zamieszkania są Niebiosa, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, w dalekim oddaleniu nieogarnionego pustkowia w świątyni Władcy wielkiej Ziemi rozległy się uderzenia i usłyszałam dźwięk/odgłos bicia dzwonu. Duch Władcy wielkiej Ziemi nawoływał mnie do powrotu z pustynnego oddalenia i odosobnienia w rodzinne strony i zamieszkałe przez ludzi domostwa. Po tym poznałam, że ten, który siedział wtedy pochylony na pustynnym kamieniu i powiedział, że to właśnie jemu winna jestem teraz w imię dostojności jego oblicza i jego majestatu oddać pokłon i rozpocząć dzień w jego imię, nie był Władcą wielkiej Ziemi, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca (J 16, 28).

  1. Wczesną popołudniową porą

Pan zna dni nienagannych, a ich dziedzictwo trwać będzie na wieki; w czasie klęski nie zaznają wstydu, a we dni głodu będą syci (Ps 37, 18-19).

I oto pewnego dnia wczesną wiosną i w przedpołudniowej porze po długiej, pogodnej i gwieździstej nocy, w czasie której Władca wielkiej Ziemi pogrążył mnie w wyzwalającym mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnym i głębokim śnie i zanim jeszcze ustał w moich zmysłach i w moim sercu odgłos przyzwalającego mi na powrót w rodzinne strony w świątyni Władcy wielkiej Ziemi dźwięku uderzenia dzwonu, i kiedy podniosłam się już z mojego pustynnego posłania, obmyłam ręce, głowę i czoło, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili podszedł do mnie Duch Władcy wielkiej Ziemi i zaprosił mnie na weselne gody. Zaślubiny odbywały się w miejscu, w którym osiedlili się, przybywszy z dalekiej krainy zachodu, przodkowie panny młodej. Po namaszczeniu włosów/A kiedy namaściłam już moje włosy i odświeżyłam swoje ciało wonią najcenniejszych i najszlachetniejszych pustynnych wonnych olejków i założyłam już na siebie moją odświętną tunikę gościa weselnego, tunikę najprzedniejszego dziękczynienia, i dzielenia radości zaślubin i zasiadłam do weselnego stołu, wtedy to podano mi przyozdobiony najszlachetniejszymi drogocennymi kamieniami, napełniony najprzedniejszej jakości gatunkiem wina puchar weselny pierwszego toastu. Po uczynieniu pierwszego wzniesienia w intencji nowożeńców, naprzeciw mnie do weselnego stołu dosiadł się ktoś, kto powiedział, że to on jest weselnym starostą i do mojego weselnego pucharu pierwszego toastu zechciał dolać wina. Nie sprawował on jednak godności /nie on sprawował godność Weselnego Starosty i nim nie był – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był Weselnym Starostą i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Wino, które chciał dolać do mojego weselnego pucharu pierwszego toastu, nie było tak jasnoczerwonego koloru i tak szlachetne w gatunku i rodzaju jak to poprzednie, którym puchar był już przedtem napełniony. Poza tym w zwyczaju naszego rodu i owej krainy przyjętym było, że do weselnego pucharu pierwszego toastu nie dolewa się wina, ale zawartość pierwszego pucharu wypija się do końca trzema wzniesieniami. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych prawd, ani zwyczajów; nie znał naszego prawa, ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Po tym poznałam, że ten, który usiadł naprzeciw mnie i chciał dolać wina do mojego weselnego pucharu pierwszego toastu nie był Weselnym Starostą, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat (J 16, 33).

 

Rozdział III – Lata mojej służby w armii wojowników

Wydarzenia te miały miejsce jeszcze w latach mojej pogodnej i umiłowanej dziewczęcej młodości. Służyłam wówczas w armii wojowników, którzy w odpowiedzi wezwaniu sprawiedliwych i posłuszni głosowi swojego sumienia oraz z obowiązku i powinności dotrzymania obietnicy wypełnienia słów przysięgi złożonej na księgę mądrość dziejów naszego narodu, w czasach fałszywych proroków, w latach urojonych głosów kłamliwych serc, za dni oddalonego i odrzuconego, zagubionego i rozproszonego pośród mrocznych ciemności zniszczenia pokolenia zabłąkanych straceńców, pewnego dnia o poranku, po uprzednim uformowaniu swoich oddziałów w zorganizowane i karne szeregi, pospieszyli z pomocą mieszkańcom krainy naszych dalekich, odległych i zamierzchłych przodków bezprawnie, podstępnie i zdradziecko napadniętych przez niezliczone zastępy obcych i najezdnych, przybyłych z odległych i nieznanych nam stron, zbrojnych rydwanów i wrogich nam wojennych zastępów.

  1. Wczesnym rankiem o brzasku, zanim opadła rosa

Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń (Ps 37, 1-2).

Już nawet sam już widok posuwających się powoli, krok po kroku przed siebie zbrojnych kolumn najezdnych oddziałów w przyglądających się ich przemarszowi okolicznych mieszkańcach i przygodnych przechodniach budził lęk i napawał ogromem przerażenia/przerażeniem. Liczba ich najeźdźców była tak wielka, że wydawali się oni być wszędzie, na drodze każdego piechura, wędrowca czy też zdążającego z pielgrzymką do miejsca świętego samotnego pątnika. Nad oddziałami najeźdźców powiewały szaro-siwego koloru przewrotnie wyglądające i złowrogo łopoczące ogromnych i nienaturalnych rozmiarów ociężałe wojenne sztandary. Był to widok swoim wyglądem przypominający obraz na podobieństwo powalonych przez wichurę samotnie stojących drzew, czy też celowo przez kogoś zniszczonych, połamanych i podeptanych, ciernistych i kolczastych, rodzących okazałe i dorodne owoce oraz wydających miłą woń i przyjemny aromat, szlachetnych i okazałych pustynnych krzewów. Wszelkie wędrowne trakty i podróżne szlaki, po których przeszli najeźdźcy, nie nadawały się już więcej do marszu ani do jakiegokolwiek innego użytku. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedym podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia, spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze z wiosennych bujnych traw zeszła i opadła poranna rosa, i kiedy siedziałam samotnie na leśnej polanie, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem i naczelnym wodzem naszej armii. Powiedział jeszcze i to, że on widząc moją waleczność i odwagę w bitwie z najezdnymi oddziałami, wybrał mnie i mianuje dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż ten/większego, aniżeli ten oddziału, którym dowodziłam dotychczas. Nie był on jednak Panem i naczelnym wodzem naszej armii i nie mógł mianować mnie dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż/aniżeli ten, którym dotychczas dowodziłam – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Panem i naczelnym wodzem naszej armii, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że na pomoc tej bezprawnie, podstępnie i zdradziecko napadniętej przez obce i najezdne oddziały krainie naszych odległych, dalekich i zamierzchłych przodków, pośpieszyli wszyscy okoliczni zdolni nosić miecz, młodzieńcy i dziewczęta, i nie było już nikogo w najdalszej nawet okolicy, kto mógłby wdziać wojenną tunikę i być wcielonym do armii. Nie wiedział on o tym, że nowy oddział walczących nie mógł być już utworzony/uformowany. Po tym poznałam, że nie był on Panem i naczelnym wodzem naszej armii i nie mógł mianować mnie dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż ten, którym dowodziłam dotychczas, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata. Twoimi byli i Ty Mi ich dałeś, a oni zachowali słowo Twoje (J 17,6).

  1. Zanim jeszcze zdjęłam z siebie wojenną tunikę

Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń (Ps 37, 1-2).

I już nawet wtedy, kiedy ktokolwiek którykolwiek z okolicznych mieszkańców czy też przygodnych przechodniów, odwróciwszy głowę spojrzał w stronę zbliżającego się pochodu najeźdźców, już wtedy nawet na sam ich widok odczuwał gwałtowny niepokój i niepohamowaną trwogę. Nosili oni na sobie i okryci byli, każdy z nich, zbroją koloru siwego. Wykonane one były z małych, ułożonych jedna obok drugiej i ściśle do siebie przylegających, nakładających się na siebie okrągłych blaszek i łusek. Wyglądem swoim zbroje te przypominały coś na podobieństwo wysmaganego podmuchem porywistego i gwałtownego wiatru, starego i zniszczonego, bezużytecznego płaszcza. Niektórzy z nich, najeźdźcy, w odróżnieniu od pozostałych, a była ich pewna liczba, musieli być zatem dowódcami swoich pododdziałów, odziani byli w sięgające im do kolan zbrojne lekkie pancerze. A kiedy oddziały te przechodziły ubitymi drogami i wędrownymi szlakami poprzez okoliczne terytoria, wtedy to, w tym czasie matki z obawy, aby ich dzieci nie były im przez najeźdźców podstępnie zabrane, a następnie zapędzone w niewolę, nie wypuszczały ich w tym czasie swoich dzieci z domów. I słuszne/uzasadnione były ich obawy. Najeźdźcy, dorosłym mieszkańcom nie czynili krzywdy i nie wyrządzali im też jakiejkolwiek szkody, rozglądali się natomiast pożądliwie w poszukiwaniu dzieci. Głównym celem ich pochodu było dotrzeć do krainy naszych odległych, dalekich i zamierzchłych przodków, miejsca, gdzie narodził się i przyszedł na świat protoplasta naszego rodu. A ostatecznym ich zamiarem/zamysłem było zniszczenie tej krainy i obrócenie jej w pogorzelisko, i uczynienie jej jednym wielkim zgliszczem. W miejscu tym, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia świadomego i dobrowolnego odrzucenia przez kogoś pojęcia prawdy i piękna. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na na terytoria te nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze zdjęłam z siebie moją wojenną tunikę, i kiedy powróciłam raz jeszcze na pole niedawno odbytej bitwy i spoglądałam na jego pogorzelisko, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem i najbardziej dostojnym wojownikiem naszej armii. Powiedział jeszcze i to, że widząc moją odwagę, dzielność i nieustraszoność? w boju, chciałby mianować mnie dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż ten, którym dowodzi on. Przedtem jednak musiałby poddać mnie próbie doświadczenia wytrzymałości mojej woli, dzielności i hartu mojego bojowego ducha. Następnie zapytał mnie, czy podjęłabym tę próbę i czy byłabym zdolna znieść przez pewien okres czasu pewien stan boleści w piersiach i zamieszania w moim umyśle, który on na mnie teraz i w chwili tej ześle i będzie mnie tym sposobem doświadczał. I wtedy ruchem ręki wrzucił we mnie pewien stan boleści i dezorientacji w moim umyśle, pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia. Poczułam wtedy na sobie ten ból. Nie był on jednak Panem i najbardziej dostojnym wojownikiem naszej armii i nie mógł zamianować mnie dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż ten, którym dowodziłam dotychczas – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem i najbardziej dostojnym wojownikiem twojej armii, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy on zesłał na mnie próbę boleści doświadczenia wytrzymałości mojej woli, dzielności i hartu mojego ducha trzeciego stopnia, powiedział, że jest to już próba końcowa i kolejnej próbie, o większej skali trudności, nie będę już nigdy więcej poddawana. Nie wiedział on o tym, że mogłam znieść stan próby wytrzymałości mojej woli, dzielności i hartu mojego ducha jeszcze wyższego niż tego ten stopnia. Nie miał więc on dostępu do pełni stanu mojej świadomości, ani moich możliwości i zdolności bojowych i nie znał mnie. Po tym poznałam, że nie był on Panem i najbardziej dostojnym wojownikiem naszej armii i wiedziałam nawet/też i to, że on sam nie dowodził żadnym oddziałem wojowników i że nie mógł zamianować mnie dowódcą jeszcze większego oddziału wojowników niż ten, którym dowodziłam dotychczas, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

„Teraz poznali, że wszystko, cokolwiek Mi dałeś, pochodzi od Ciebie” (J 17, 7).

  1. Zanim wojownicy powrócili w zorganizowane szeregi

Zaprzestań gniewu i porzuć zapalczywość; nie oburzaj się: to wiedzie tylko ku złemu. Złoczyńcy bowiem wyginą, a ufający Panu posiądą ziemię (Ps 37, 8-9).

Już nawet sam widok zbrojnych kolumn najezdnych oddziałów w przyglądających się ich przemarszowi okolicznych mieszkańcach i przygodnych przechodniach budził nieufność i stwarzał /powodował uprzedzenie. Jechali oni, każdy z najeźdźców/nich, powoli i ociężale na swoich ciężkich zbrojnych wierzchowcach, a nakryte one były, każdy z nich, szarymi i ciemnymi, wykonanymi z szorstkiej i niewyprawionej zwierzęcej skóry, chropowatymi narzutami. Żaden z najeźdźców, jadąc przed siebie żaden z nich w marszu, nigdy nie obejrzał się za siebie do tyłu czy to w chwili zadumy i refleksji, czy też nawet/niekiedy w geście zapomnienia. Spoglądali oni jedynie przed siebie złowrogo i z jakimś dziwnym i niepojętym dla nikogo z przyglądających się ich przemarszowi błyskiem nienawiści i agresji w oczach i patrzyli tylko stale i niezmiennie wzrokiem jakby rozmytym i niewidzącym w nieznaną im i bardzo jeszcze odległą dal. A kiedy na noc, kiedy zatrzymywali się na postój, nie rozbijali podróżnych namiotów. Nie znali tego sposobu przeżywania odpocznienia. Układali się jedynie do snu na kawałku ziemi, odzierając ją przedtem ze świeżej, soczystej i zielonej trawy. Na miejscu tym po ich odejściu ziemia przez lat wiele lat pozostawała martwa, jałowa i nieurodzajna i nie wydawała żadnych owoców/plonów. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, nigdy nie widziano już, aby ktokolwiek zatrzymał się i rozpoczął z kimś rozmowę. Nigdy też traktem tym nie przeszedł już już żaden piechur, pielgrzym, ani jakikolwiek inny nieznany, czy też przygodny wędrowiec. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku i zanim jeszcze wszyscy moi wojownicy powrócili w zorganizowane szeregi, kiedy stałam samotnie przy moim wierzchowcu, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem mojego wierzchowca. Powiedział jeszcze i to, że to on sprawił, iż mój wierzchowiec z taką śmiałością i tak odważnie poniósł mnie w/na pole walki. Nie był on jednak Panem mojego wierzchowca i to nie on sprawił, iż mój wierzchowiec tak śmiało i dzielnie poniósł mnie w pole walki – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem twojego wierzchowca, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Mój wierzchowiec odniósł w bitwie dwie cięte rany, a kiedy on zbliżał się do mnie, rany mojego wierzchowca zamiast się zabliźniać, zaczynały obficie krwawić. Po tym poznałam, że nie jest on Panem mojego wierzchowca, i to nie on sprawił, iż mój wierzchowiec z taką śmiałością i tak dzielnie poniósł mnie w pole walki, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał (J 17, 8).

  • Zanim drzewa rozbujały swoją zieleń

Jeszcze chwila, a nie będzie przestępcy: spojrzysz na jego miejsce, a już go nie będzie. Natomiast pokorni posiądą ziemię i będą się rozkoszować wielkim pokojem (Ps 37, 10-11).

Już nawet na sam widok najeźdźców odnosiło się wrażenie, że każdy z nich istnieje na podobieństwo kogoś, kto nie jest nazwany żadnym imieniem. Wydawało się, że każdy z nich jest kimś, kto wyrzekł się swojej godności i tożsamości, że żaden z nich nie chce być tym kimś, kim był przedtem i dotychczas. W tym pochodzie nienawiści wszyscy najeźdźcy/z nich i na swój sposób każdy z nich, jeden bardziej od drugiego, sprawiał wrażenie, jakby był wyobcowany, nieobecny, bezimienny i niebędący z tego świata. Jechali teraz powoli i milczący przed siebie, postępując niemrawo, opieszale i niezdarnie krok po kroku, jeden obok drugiego, owładnięci i opanowani rządzą zniszczenia czegoś, co jest przed nimi, i obrócenia w ruinę i pogorzelisko czegoś, czego jeszcze przedtem nawet nie poznali i czego widoku przedtem jeszcze nie doświadczyli. Po ich przejściu szlachetne leśne i polne zioła oraz wszelakiego rodzaju urodzajne rośliny zwijały swoje pąki i ponownie ich już ich nie otwierały. Kwitnące drzewa traciły swoje kwiaty. W miejscu tym po przejściu obcych i najezdnych oddziałów już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem czyjegoś świadomego i dobrowolnego zdania się na wieczną pustkę i trwania w ciągłym opuszczeniu, samotności i w zapomnieniu. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze drzewa rozległych i dziewiczych lasów rozbujały swoją zieleń, i kiedy podchodziłam samotnie w górę rzeki, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem moich kolejnych zwycięstw. Powiedział jeszcze i to, że jeżeli oddam jemu pokłon obejmując jego nogi, on w zamian sprawi, że w następnym boju odniosę kolejne zwycięstwo/będę zwycięska. A kiedy odmówiłam oddania jemu pokłonu, wtedy on powiedział, że sprawi, iż słowa te, które wypowiedziałam, on uzna za nieważne i niebyłe, i da mi jeszcze jedną szansę odpowiedzi. I ukazał wtedy przede mną dopiero co wypowiedziane przeze mnie słowa i ruchem ręki cofnął je wstecz i sprawił, że ich już nie było i nie były one widoczne/nie było ich i nie były widoczne. Nie był on jednak Panem moich kolejnych zwycięstw i nie mógł sprawić, abym w następnych bojach odniosła kolejne zwycięstwa – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem twoich kolejnych zwycięstw, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy mówił, że jest panem moich kolejnych zwycięstw, i chciał, abym oddając jemu pokłon objęła jego nogi, wtedy zauważyłam w jego oczach dziwny niepokój, czy też pewien rodzaj zniecierpliwienia, a może nawet wątpliwości, albo i zawahania. Wiedziałam już wtedy, że słowa, które wypowiedział nie pochodzą z mocy jego ducha, ale z jego próżności, oszustwa i z jego podstępnego działania/podstępu. Poza tym wiedziałam też i o tym, że Władca wielkiej Ziemi nigdy nie wymagał od nikogo, aby jakiekolwiek wypowiedziane przez kogoś słowo musiało być odwołane czy też, aby traciło ono swoją ważność/na ważności. Po tym poznałam, że nie był on Panem moich kolejnych zwycięstw, że nie jest on tym, który mógł sprawić, abym w następnych bojach odniosła kolejne zwycięstwa, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi (J 17, 9).

  1. Kiedy założyłam już tunikę pokoju

Jeszcze chwila, a nie będzie przestępcy: spojrzysz na jego miejsce, a już go nie będzie. Natomiast pokorni posiądą ziemię i będą się rozkoszować wielkim pokojem. (Ps 37, 10-11).

A kiedy najezdne oddziały w swoim marszu przechodziły poprzez urodzajne tereny i zamieszkałe przez ludzi i zabudowane terytoria, już wtedy można było zauważyć, że nigdy nie zatrzymywali się na postój ani pośród domostw, ani pośród pól uprawnych, czy też przygodnych zabudowań. A kiedy ktoś z okolicznych mieszkańców, albo przygodnych przechodniów bacznie im się przyglądał, wtedy zauważał, że każdy z nich zawsze i niezmiennie i tak samo stanowczo w geście wzgardy i gniewu odwracał w marszu głowę na widok sanktuariów, świątyń, czy też wszelakich innych miejsc i domów modlitwy. Idąc i podążając przed siebie w tym pochodzie wzburzenia i nienawiści, zniszczyli dwa święte przybytki, i tylko te dwa i żadnego innego/niczego więcej. Były to dwa namioty, czy też dwie samotnie, zamieszkałe przez dwóch pustelników. Rzucili oni na owe namioty palący i niszczący te miejsca złowrogi ogień. Zamieszkujący te przybytki modlitwy dwoje pustelników, młodzieniec i piękna młoda dziewczyna, ocalało z pożaru i nie doznając żadnego uszczerbku ani żadnej krzywdy uszło z życiem. Na noc, na nocny postój, najezdne oddziały zawsze i niezmiennie zatrzymywali się w pobliżu grot, albo w okolicach ogromnych, wyglądających jak opuszczone domy, czy też pokutujący potępieńcy samotnie stojących, ogromnych skał. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, ziemia odsłaniała niewidoczne dotychczas kamienne głazy i ostre, pokryte kolcami skały. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku i zanim jeszcze wszyscy moi wojownicy powrócili z pogorzeliska pola bitwy, kiedy zdjęłam już z siebie moją wojenną tunikę i założyłam już na siebie tunikę pokoju, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem wszelkich bitewnych umiejętności. Powiedział jeszcze i to, że jest w stanie sprawić, iż umiejętność mojej sztuki walki stanie się jeszcze bardziej biegła, wszechstronna i bardziej doskonała/doskonalsza. Na potwierdzenie tego, że jest panem wszelkich bitewnych umiejętności, pokazał mi siebie siedzącego na rozłożystym wykonanym z drewna tronie. Ubrany był (on) w tunikę koloru szarego, w odcieniu na podobieństwo koloru żelaza. Nie był on jednak Panem wszelkich bitewnych umiejętności i nie mógł sprawić, aby sztuka mojej bitewnej walki stała się jeszcze bardziej biegła, wszechstronna i bardziej doskonała – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Panem wszelkich bitewnych umiejętności, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zwróciło moją uwagę, że tunika, którą miał na sobie, była koloru szarego i robiła wrażenie, jakoby/jakby wykonana została z małych i nakładających się na siebie łusek. Nie wiedział on o tym, że od czasu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, z woli Pana wszelkich bitewnych umiejętności, po ułożeniu mnie przez naszego ojca do snu, Duch Pana wszelkich bitewnych Umiejętności budził ducha moich bitewnych umiejętności i przez noc całą uczył mnie sztuki walki. Pamiętam, że Duch Pana wszelkich bitewnych umiejętności odziany był w tunikę koloru zwycięstwa, a to odzienie, które on miał na sobie, było w kolorze ponurym, szarym i bezbarwnym, i bardzo ubogie. Poza tym, jego tunika wykonana była z małych i nakładających się na siebie łusek i robiła wrażenie bardziej pancerza, czy też wrogo wyglądającej zbroi, niż jak temu/takiemu komuś należałoby i przystało, dostojnej i przyodzianej kolorem zwycięstwa szaty. Po tym poznałam, że nie był on Panem wszelkich bitewnych umiejętności, że i nie mógł on sprawić, aby sztuka mojej bitewnej walki stała się jeszcze bardziej biegła, wszechstronna i bardziej doskonała/doskonalsza niż ta, którą posiadłam dotychczas, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego/kogo się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje, i w nich zostałem otoczony chwałą. (J 17, 10).

  1. Zanim jeszcze dzień się skończył

Przeciw sprawiedliwemu zło knuje występny i zgrzyta na niego zębami. Pan śmieje się z niego, bo widzi, że jego dzień nadchodzi. (Ps 37, 12-13).

I już nawet wtedy, kiedy najezdne oddziały dostrzeżone były przez okolicznych mieszkańców albo przygodnych przechodniów jeszcze na dalekim i odległym horyzoncie, już wtedy spoglądając w ich stronę wydawało się, że żadne słowo, ani nawet jakikolwiek najmniejszy gest dobroci, czy też pogodnego przyzwolenia nie jest w stanie zmienić, ani skruszyć zatwardziałości serca żadnego z nich i niemożliwym wydawała się nawet próba odwiedzenia ich od uprzednio podjętego postanowienia zniszczenia i unicestwienia tego wszystkiego, co było jeszcze przed nimi i ku czemu z tak wielką w uporze bezwzględnością/siłą bezwzględną zmierzali. Szli oni teraz i podążali/podążając przed siebie stanowczo krok po kroku, idąc powoli na opak, stąpając niejako na podobieństwo ślepców. Ciągnęli ze sobą w tym pochodzie ciężar zaprzężonej w ciasne, stalowe obroże i sztywne strzemiona wyczerpanej trudem codziennego marszu, dźwigającej obciążenia ponad jej siły i przemęczonej konnicy. Najeźdźcy nie znali sztuki obrzędu zwierząt/opiekowania się zwierzętami i nie posiedli wiedzy o tym, w jaki sposób postępować i zajmować się swoimi wierzchowcami, i nie wiedzieli nawet o tym, że z wierzchowcem rozmawia się nimi na podobieństwo jak rozmawia się z człowiekiem. W miejscu tym, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem świadomego i dobrowolnego odrzucenia przez kogoś przywileju oczekiwania dostąpienia najpiękniejszego i najcenniejszego z darów. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, późną popołudniową porą i zanim jeszcze dzień się skończył, i na długo przed zachodem słońca, kiedy w poszukiwaniu rannego wojownika z mojego oddziału udawałam się na tereny jeszcze wyżej położone i jeszcze bardziej niedostępne, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, ujrzałam na mojej drodze kogoś, kto podszedł do mnie i powiedział, że to on jest panem górskiej krainy. Powiedział jeszcze i to, że chciałby się przyłączyć do mnie i pomóc mi w poszukiwaniu rannego wojownika z mojego oddziału. Na potwierdzenie, że jest panem górskiej krainy, ukazał mi siebie siedzącego na wykonanym z drewna rozległym tronie. Nie był on jednak Panem górskiej krainy i wcale nie chciał przystąpić do mnie, aby pomóc mi w poszukiwaniu rannego wojownika z mojego oddziału – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem górskiej krainy, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał ciebie/cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy on pokazał mi siebie siedzącego na szerokim i obszernym tronie, zauważyłam, że jego tron nie był wykonany ze szlachetnego i drogocennego drzewa cyprysowego, ale z bardzo pospolitego drewna i tron ten robił wrażenie jakby był bardzo niestarannie i nieumiejętnie poskładany z prostych, nieociosanych i nie oczyszczonych do końca z kory drzewnej desek. A z opowiadań naszych ojców wiedziałam o tym, że tron Pana górskiej krainy wykonany był i wyrzeźbiony z najszlachetniejszego gatunku drzewa cyprysowego. Wiedziałam jeszcze i to o tym, że drzewo cyprysowe już od chwili zasadzenia jego nasiona w ziemię, wzrastało na zboczach łagodnych pagórków, w nieustannej obecności dostępu promieni słonecznego światła, w ciągłym szumie oraz spokojnym i sennym falowaniu koron innych szlachetnych drzew. Po tym poznałam, że nie był on Panem górskiej krainy i że nie było jego zamiarem/zamysłem pomóc odszukać mi rannego wojownika z mojego oddziału, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Już nie jestem na świecie, ale oni są jeszcze na świecie, a Ja idę do Ciebie. Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno (J 17,11).

  1. Zanim jeszcze rozległ się śpiew porannych ptaków

Przeciw sprawiedliwemu zło knuje występny i zgrzyta na niego zębami. Pan śmieje się z niego, bo widzi, że jego dzień nadchodzi. (Ps 37, 12-13).

Nawet wtedy, kiedy po to, aby ugasić pragnienie, najeźdźcy podchodzili do wielkich rozległych jezior, górskich potoków, czy też spokojnie płynących rzecznych strumyków, a zbliżywszy się do źródła wody, żaden z nich nigdy w geście dziękczynienia wpierw nie pokłonił się, nie zgiął kolan i nie ukląkł nad brzegiem, i nie zaczerpnął wody do picia dłońmi. Wchodzili oni gwałtownie i zuchwale do wartko płynącego rzecznego nurtu, czy też spokojnie stojącej życiodajnej wody, niszcząc i mącąc jej przejrzyste lustro. Nie posiedli oni umiejętności przechowywania przy sobie w czasie marszu wody. Nikt z nich nie miał/nie mieli przy sobie ani manierki, bukłaka, czy też innego naczynia do zaczerpnięcia i utrzymania w czasie marszu wody. Żaden z nich nigdy nie poprowadził swojego wierzchowca do źródła wody i nie wyprowadził go na zielone, porośnięte bujną soczystą trawą leśne pastwiska. Żaden z nich nigdy nie oczyścił swojego wierzchowca z kurzu, z pyłu czy też z innych nieczystości. Woda ze źródła, po którym przeszli najeźdźcy, przez długi okres czasu nie nadawała się do picia, a studnie głębinowe, z których zaczerpnęli wodę, na zawsze zamykały już swoje źródlane przepusty. Dosiadając na nowo swoich wierzchowców i wyruszając w dalszą drogę, nie odwracali się już więcej w stronę źródła, w którym/tam gdzie ugasili swoje pragnienie. Nie znali oni uczucia wdzięczności, ani dziękczynienia. Nie znali też żadnych słów ani jakichkolwiek gestów na wyrażenie podziękowania. Wyrzekli się oni tej umiejętności. Na wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, już nikt nigdy w tych okolicach nie szukał źródła wody i nikt nie kopał głębinowej studni. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia, spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze rozległ się śpiew porannych ptaków, i kiedy wraz z moim wierzchowcem schodziłam do górskiego potoku, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem wszelkiej pokory, cnoty i wszelkiej łagodności. Zapytał mnie też, czy chciałabym, a on to sprawi/sprawi tak, aby w następnych bojach, które mnie jeszcze czekają/przede mną, wszystkie zwycięstwa przyszły mi z wielką i nieoczekiwaną/niespodziewaną łatwością. Nie był on jednak Panem wszelakiej pokory, cnoty i wszelkiej łagodności i nie mógł sprawić, abym dzięki niemu przeszła zwycięsko przez wszystkie kolejne czekające mnie jeszcze bitewne potyczki i starcia – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem wszelakiej pokory, cnoty i wszelkiej łagodności, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Kiedy mówił, że jest Panem wszelakiej pokory, cnoty i wszelkiej łagodności, odniosłam wrażenie, że tak naprawdę rozmawia nie ze mną, ale z kimś, kto stoi za mną. Mówił jakoby do kogoś w lustrze. Rozmawiał więc z samym sobą. Po tym poznałam, że nie jest on Panem wszelakiej pokory, cnoty i wszelkiej łagodności i nie mógł sprawić, abym dzięki niemu przeszła zwycięsko przez wszystkie kolejne czekające mnie jeszcze bitewne potyczki i bojowe starcia, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo (J 17, 12).

  1. Kiedy wojownicy wrócili do obozu

Występni dobywają miecza, łuk swój napinają, by powalić biedaka i nieszczęśliwego, by zabić tych, których droga jest prosta. Ich miecz przeszyje własne ich serca, a ich łuki zostaną złamane. (Ps 37, 14-15).

I już nawet wtedy, kiedy najezdne oddziały były jeszcze w dalekim oddaleniu, miejscowi mieszkańcy, czy też przygodni przechodnie, spoglądający na nich/zbliżające się zbrojne kolumny, odnosili wrażenie, że pochód ten nigdy nie zmieniał rytmu i tempa swojego marszu. Wydawało się, że ciągle i niezmiennie porusza się on i postępuje przed siebie takim samym krokiem. I czy to wtedy, kiedy najeźdźcy przekraczali źródło czystego jak kryształ wartko płynącego potoku źródlanej wody, czy też wchodząc w błoto, muł i grzęzawisko rozległych łąk i torfowisk, czy też stąpając po skalnym podłożu, nigdy/wtedy też nie zmieniali oni ani tempa, ani rytmu pochodu i niezmiennie poruszali się do przodu takim samym krokiem. Wydawało się jakby kroczyli zupełnie inną niż ta przed nimi drogą. Podążali przed siebie jakby niewidzialnym i niedostrzegalnym dla nikogo z patrzących na nich podróżnym traktem. Idąc i zdążając przed siebie w marszu, nie odróżniali miękkości wody od twardej skały, nie odczuwali też delikatności piasku. Byli jak ślepcy, czy też niewidomi z własnego wyboru, biegnący przed siebie gońcy własnego losu. W miejscach tych, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem czyjegoś świadomego i dobrowolnego zdania się na wieczne błądzenie i trwanie w ciągłym i nieustannym zaślepieniu i odosobnieniu. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, w pełni dnia i zanim jeszcze zapadła długa i ciepła noc, kiedy moi wojownicy powrócili już do głównego obozu, wtedy to wybrałam się samotnie w góry, aby odszukać uprowadzone tam i uwięzione tam przez porywaczy małe dziecko. Kiedy przechodziłam/schodząc przez rwący, górski potok, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili wyszło naprzeciw mnie i zagrodziło mi drogę dwóch mężczyzn. Nie byli oni uzbrojeni, przynajmniej ja nie zauważyłam, ażeby mieli przy sobie jakieś narzędzie walki, łuk, albo miecz. A kiedy rozpoczęłam z nimi rozmowę w innym niż miejscowy języku, odpowiedzieli, że pochodzą z tej okolicy i że dobrze znają używany na tych terytoriach/miejscowy język i też podobnie jak ja szukają uprowadzonego i uwięzionego przez porywaczy dziecka. Nie byli oni jednak mieszkańcami  z tej okolicy i wcale nie mieli zamiaru odszukać uprowadzone dziecko, ale to właśnie oni byli porywaczami, tymi, którzy schwytali dziecko i chcieli je następnie/chcąc zgładzić i pozbawić życia – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie byli oni mieszkańcami tej krainy i że byli to ci, którzy to dziecko uprowadzili, i skąd wiedziałaś, że kłamią i chcą cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zwróciło moją uwagę, że w miarę upływu czasu w naszej rozmowie/podczas rozmowy we czasie rozmowy ich język stawał się coraz bardziej płynny i doskonalszy. Nikt w okolicy nie posługiwał się w mowie z tak doskonałą znajomością tego języka jak oni. Nikt nie przemawiał z taką pewnością siebie w głosie, z tak znakomitą składnią w gramatyce i z tak wyborną melodią. Zastanowiło mnie, dlaczego i co jest tego powodem? Bo przecież kiedy rozpoczynałam z nimi rozmowę, ich znajomość tego języka była raczej uboga i nieporadna, a w miarę upływu czasu naszej rozmowy stawała się coraz bardziej poprawna i płynna, aż w końcu tak doskonała, że nawet lepsza od mojej znajomości tego języka i mojego sposobu mówienia. Zastanowiło mnie to. Nikt przecież nie staje się mistrzem, czy też znakomitym i wyborowym wojownikiem w jednej chwili albo w przeciągu krótkiego okresu przemijającego czasu. Wiedziałam, że dla osiągnięcia znajomości jakiegokolwiek rzemiosła potrzebne jest wiele lat pracy, trudu, starań i wyrzeczeń. Bardzo szybko zorientowałam się, że ich tak perfekcyjna znajomość tego języka jest tylko chwilowa. Chcieli sprawić, abym naprzeciw ich znajomości tej mowy i sposobu mówienia poczuła się bezradna i zawstydzona, abym pozostała zrezygnowana i w końcu poddała się ich sposobowi myślenia/myśleniu. Odwieść mnie od zamysłu uwolnienia tego dziecka. Odgadłam, że nie są mieszkańcami tej okolicy i wcale nie znają tego języka, i dla nabrania pewności i po to, aby przekonać się o słuszności swoich podejrzeń, że owi dwaj wojownicy wcale nie znają tej mowy, ale że znajomość tego języka jest jedynie chwilowa, i podstępnie przez nich nabyta, przez pewien czas pozostałam milcząca. Umilkli i oni. Po pewnym czasie pewnym nie byli już w stanie kontynuować dalszej rozmowy. Ich umiejętność posługiwania się tą mową i znajomość tego języka skończyła się i wyczerpała. Pozostali oni milczący, bezradni i zawstydzeni. Po tym poznałam, że nie byli oni mieszkańcami tej krainy i wcale nie chcieli odszukać uprowadzonego dziecka, ale zamysłem ich było, abym poszła z nimi, bo chcieli mnie podstępnie odwieść od miejsca, w którym ukryli to uprowadzone dziecko, i wiedziałam już, że nie są oni tymi, za których się podają, i że kłamią – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni (J 17.13).

  1. Zanim leśne kwiaty rozwinęły swoje pęki

Występni dobywają miecza, łuk swój napinają, by powalić biedaka i nieszczęśliwego, by zabić tych, których droga jest prosta. Ich miecz przeszyje własne ich serca, a ich łuki zostaną złamane (Ps 37, 14-15).

I już nawet wtedy, kiedy najeźdźcy w swoim pochodzie zła i nienawiści podchodzili i zbliżali się do zamieszkałych przez ludzi terytoriów, już wtedy gdzieś tak na odległość słyszalności uderzenia pioruna i grzmotu, odnosiło się wrażenie, że w powietrzu unosił się jakby pochodzący od nich tajemniczy i złowrogo brzmiący nienaturalny i nieznany dotąd nikomu dźwięk, czy też brzmienie. A kiedy podeszli już bliżej wtedy wydawało się, że pochodowi temu towarzyszy jakby niepochodzące od sił natury złowrogie buczenie. Był to dźwięk na podobieństwo odgłosu zamkniętego w ogromnej beczce roju złowrogich, jadowitych i groźnych owadów, czy też ledwo słyszalnej, ale dobrze dla ucha rozpoznawalnej posępnej i ponurej melodii. Był to odgłos jakby uczynionej z twardej i dźwięcznej stali złowieszczej pieśni. Najeźdźcy nie rozmawiali ze sobą w drodze i w czasie marszu. Wydawało się, że ów złowieszczy dźwięk zniewala ich i krępuje. Wyrzekli się oni też umiejętności wypowiedzenia dobrego, szlachetnego, pouczającego i czułego słowa. Nie znali też sztuki odczytywania czyjejkolwiek myśli i nie posiedli umiejętności rozpoznania stanu ducha drugiego człowieka. W miejscu tym, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, nikt nigdy nie mógł wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem odrzucenia prawdy i piękna, nikt też z okolicznych mieszkańców już więcej w to miejsce nie powracał. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, pozostawała jedynie martwa i ponura, złowroga cisza. Niekiedy też późną wieczorową porą rozlegała się w tym miejscu smutna i posępna, żałobna pieśń. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach swoich na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze leśne kwiaty rozwinęły swoje pąki, i kiedy wraz z moimi wojownikami zdążałam do świątyni naszego Boga, aby w podziękowaniu za odniesione zwycięstwo w bitwie przed ołtarzem uwielbienia naszego Boga oddać Bogu hołd i złożyć Jemu dziękczynienie, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili przed drzwiami świątyni stanął ktoś, kto powiedział, że to on jest panem naszego zwycięstwa i to jemu należy złożyć hołd dziękczynienia. Powiedział jeszcze i to, że przed ołtarz uwielbienia możemy iść już teraz prosto od drzwi świątyni. Nie był on jednak Panem naszego zwycięstwa i to nie jemu należało za odniesione zwycięstwo oddać hołd i złożyć dziękczynienie – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Panem waszego zwycięstwa i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że po zakończonej bitwie, jako naród wyborowych i najprzedniejszych wojowników mieliśmy w zwyczaju stawić się przed ołtarzem uwielbienia naszego Boga dopiero po uprzednim oczyszczeniu gniewu naszych myśli, wzburzenia spojrzeń naszych oczu i bitewnych uczynków naszych dłoni. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych prawd, ani zwyczajów, nie znał naszego prawa, ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Po tym poznałam, że nie był on Panem naszego zwycięstwa i nie jemu należało za odniesione zwycięstwo oddać hołd i złożyć dziękczynienie, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata (J 17,14).

  1. Zanim słońce wzeszło ponad koronami drzew

Bo ramiona występnych będą połamane, a sprawiedliwych Pan podtrzymuje. (Ps 37, 17).

A kiedy najeźdźcy w swoim pochodzie gniewu i wzburzenia przeszli już przez miejscowe osiedla i zabudowania i oddalali się, opuszczając już żyzne i uprawne pola, wtedy mieszkańcy tych osad opowiadali, że kiedy spoglądali za nimi w ich stronę raz jeszcze, wtedy to wydawało się, że z naprzeciwka dochodzą do nich uderzenia, czy też smagania jakby małymi opiłkami z żelaza, albo ze stali. Powodowały one u spoglądających za nimi głębokie zranienia na twarzy i bardzo bolesne rany na całym ciele. A więc oddziały te ciągle szły jakby nadal naprzeciw pustynnej burzy, bezustannie uderzane, smagane i niszczone ostrymi sprawiającymi ogromny ból opiłkami ze stali. Uderzenia te powodowały na ich ciele najeźdźców bardzo głębokie, rozległe i bolesne rany. Zbroja, ta, którą byli oni odziani, przed tymi uderzeniami nie osłaniała ich, ani też nie chroniła. Wierzchowce, te, których najeźdźcy dosiadali, i te, które dźwigały i niosły w dal ogromne ponad ich siły ciężary, nie były ranione tymi na podobieństwo pustynnej burzy piasku ostrymi opiłkami. Ból ten i to cierpienie to były zwierzętom oszczędzone. W miejscu tym, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem świadomego odrzucenia przez kogoś daru przyjęcia i zrodzenia trwałego uczucia ludzkiej miłości, oddania się i przywiązania. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze ponad koronami drzew wzeszło poranne słońce, i kiedy wraz z moimi wojownikami udawałam się do świątyni naszego Boga, aby w podziękowaniu za odniesione zwycięstwo przed ołtarzem uwielbienia Boga oddać Bogu hołd i złożyć Jemu dziękczynienie, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, przed drzwiami świątyni stanął ktoś, kto powiedział, że to właśnie on jest panem wszelkiego tryumfu i wielkiego zwycięstwa. Na potwierdzenie swoich słów wręczył mi dar, który powinnam/ byłam jemu złożyć w naszej świątyni. Była to mała szkatułka wypełniona drogocennymi i kosztownymi kamieniami i zdobnymi klejnotami. Nie był on jednak Panem wszelkiego tryumfu i wielkiego zwycięstwa i nie jemu za odniesione zwycięstwo należało oddać hołd i złożyć dziękczynienie – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem wszelkiego tryumfu i wielkiego zwycięstwa, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że jako dowódca oddziału z narodu wyborowych i najprzedniejszych wojowników i najwyższa stopniem tej chorągwi zobowiązana byłam do tego i wystarczającym dla uznania godności Władcy wielkiej Ziemi i oddania jemu chwały było, abym oddała hołd jedynie poprzez skłon głowy. Pozostali wojownicy z mojego oddziału składali dziękczynienie jedynie poprzez złożenie rąk na piersiach. Po zwycięskiej bitwie, jako naród wyborowych i najprzedniejszych wojowników nie mieliśmy w zwyczaju składać Władcy wielkiej Ziemi ofiar z drogocennych kamieni, zdobnych klejnotów, czy też ofiarować jakichkolwiek innych danin. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych prawd, ani zwyczajów, nie znał naszego prawa, ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Po tym poznałam, że nie był on Panem wszelkiego tryumfu i wielkiego zwycięstwa i nie jemu za odniesione zwycięstwo należało oddać hołd i złożyć dziękczynienie i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego (J 17,15).

  1. Zanim rozszedł się zapach leśnych kwiatów

Pan zna dni nienagannych, a ich dziedzictwo trwać będzie na wieki; w czasie klęski nie zaznają wstydu, a we dni głodu będą syci. Występni natomiast poginą; wrogowie Pana jak krasa łąk zwiędną, jak dym się rozwieją. (Ps 37, 18-20).

A kiedy mieszkańcy okolicznych osad i przyległych do wędrownych traktów zabudowań wychodzili, aby przyjrzeć się przechodzącym przez ich terytoria najezdnym oddziałom, a wielu z nich w geście wyciągniętej ręki podawało najeźdźcom im chleb, oliwę i miód pitny, już wtedy można było zauważyć ich ogromną ignorancję i nieprzejednaną butę. Na jakikolwiek gest dobroci pozostawali oni niewzruszeni i nieporuszeni, trwając na podobieństwo jak kamienne głazy i odmawiając przyjęcia jakiegokolwiek daru, wsparcia, czy też podarunku. A kiedy ktoś któryś z okolicznych mieszkańców, czy też przygodnych przechodniów chciał wspomóc i ulżyć w trudzie ich wierzchowcom i ciężkozbrojnej konnicy, wtedy to oni ruchem ręki oddalali tego kogoś od go od siebie, nakazując jemu odejść i zakazując udzielania ich wierzchowcom jakiejkolwiek pomocy. Jeźdźcy mieli przy swoich butach, bardzo dziwnego i wręcz karykaturalnego kształtu, bo swoim wyglądem przypominającym ciżemki, przymocowane ostre i kolczaste ostrogi. W czasie jazdy bardzo boleśnie ranili nimi swoje wierzchowce. Widok ran i ich cierpienie cierpiących wierzchowców sprawiał najeźdźcom satysfakcję i wprowadzał ich w upiorne zadowolenie. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których najeźdźcy przechodzili, ziemia stawała się twardą skorupą, a woda źródeł, do których wkraczali i przez które przechodzili, na zawsze pozostawała już letnia, mętna i bez smaku. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze wokół rozszedł się zapach leśnych kwiatów, i kiedy wraz z wojownikami z mojego oddziału wprawiałam się w sztuce walki, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili ujrzałam przed sobą kogoś siedzącego samotnie na kamieniu. Miał on na sobie założoną podobnie jak ja wojenną tunikę. Siedział pochylony nieco do przodu i wpatrzony był w ziemię. Kiedy zapytałam go, czy jest wojownikiem z mojego oddziału, on odpowiedział, że nie. jest wojownikiem z mojego oddziału. Zapytałam go po raz drugi, czy jest być może z innego oddziału wojowników i czy jest kimś, kto podobnie jak my przybył w to miejsce na pomoc mieszkańcom krainy naszych odległych, dalekich i zamierzchłych przodków, i czy chciałby się do nas przyłączyć do mojego oddziału, i czy chciałby, abym nauczyła go sztuki bitewnej walki. On i tym razem odpowiedział, że nie jest z innego oddziału wojowników, i że nie chce się przyłączyć do nas naszego oddziału, i nie chce, abym nauczyła go sztuki bitewnej walki. Zapytałam go więc po raz trzeci, czy jest być może przechodzącym tą drogą wędrownym przybyszem. Odpowiedział, że nie jest wędrownym przybyszem. Zapytałam go  w końcu wreszcie o to, kim jest. Odpowiedział, że to on jest panem niezliczonych i nieprzebranych bitewnych zastępów i że jest w stanie przeprowadzić mnie zwycięsko przez wszystkie kolejne czekające mnie jeszcze bitwy i potyczki. Nie był on jednak Panem niezliczonych i nieprzebranych bitewnych zastępów i nie mógł przeprowadzić mnie zwycięsko przez wszystkie kolejne czekające mnie jeszcze wojenne potyczki i bitwy – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem niezliczonych i nieprzebranych wojennych zastępów, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Pan niezliczonych i nieprzebranych bitewnych zastępów, jeżeli z kimś chciał rozmawiać, zwykł rozpoczynać rozmowę, jako pierwszy i na samym wstępie rozmowy wyjawiał swoje imię. Wiedziałam jeszcze i o tym, że jeżeli ktoś wyjawia swoje imię po czwartym z kolei zadanym jemu pytaniu o to, kim on jest, o jego osobę, o jego godność i o jego bitewne umiejętności, jest on kłamcą, zwodzi i mówi nieprawdę. Liczba cztery oznacza wyrzeczenie się kogoś i oddalenie od niego. Oznacza postawienie się w miejsce Władcy wielkiej Ziemi. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych najbardziej tajemnych prawd, ani zwyczajów, nie znał naszego prawa, ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Po tym poznałam, że nie był on Panem niezliczonych i nieprzebranych bitewnych zastępów i nie mógł przeprowadzić mnie zwycięsko przez pozostałe moje wojenne bitwy i potyczki, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata (J 17,16).

  1. Zanim dał się słyszeć szum górskiego potoku

Występny pożycza, ale nie zwraca, a sprawiedliwy lituje się i obdarza. Błogosławieni przez Pana posiądą ziemię, przeklęci przez Niego będą wyniszczeni. (Ps 37, 21-22).

I nawet wtedy, kiedy obce i najezdne oddziały były jeszcze w dalekim oddaleniu, już wtedy można było zauważyć, że każdy z nich najeźdźców pozbawiony jest jakby duszy, a nawet ludzkiej osobowości. Każdy z nich wydawał się też być wyzuty ze wszelkich ludzkich uczuć. A kiedy zbliżali się i podchodzili jeszcze bliżej, gdzieś tak na odległość wyciągniętych ramion, wtedy to można było zauważyć, że każdy z nich wydawał się być w swoim ciele uwięziony i zniewolony i zachowywał się tak, jakby chciał się ze swego ciała stamtąd wyrwać/wyswobodzić. Każdy z nich, najeźdźców sprawiał wrażenie, jakby chciał przemówić i jakby wołał o pomoc. Każdy z nich chciał, aby uwolnić go i wyzwolić z tej niewoli i usidlenia. Każdy z nich wydawał się być naznaczony ogromnym/ogromem cierpieniem, znamieniem winy, i obarczony przeogromną boleścią. Było to jednak złudne uczucie, bo kiedy zbliżając się do nich i podchodząc bliżej przekraczało się barierę długości wyciągniętych ramion, wtedy to na ich twarzach pojawiał się lekki, choć bardzo widoczny i zauważalny szyderczy, drwiący i urągliwy uśmiech. Oni wcale nie chcieli pozbyć się tego robaka gniewu i zła, które pożerało ich ducha i niszczyło ich wnętrze. Oni sami świadomie i dobrowolnie pozwolili się zakuć w te krępujące ich dłonie, ciasno i szczelnie przylegające do ich ciała/ciał pęta, kajdany i łańcuchy. Nie znali oni słowa na wyrażenie i uznanie czyjejś zwierzchności, majestatu i wszechmocy kogokolwiek. W miejscach tych, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem czyjegoś świadomego i dobrowolnego zdania się na ciągłą i upokarzającą go zależność i nieustanne niewolnicze zniewolenie. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i kiedy jak miałam to w zwyczaju wraz z wojownikami z mojego oddziału praktykowałam/cwiczyłam sprawność, umiejętność i wprawienie w boju mojej sztuki walki, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, na podobieństwo jak kilka dni przedtem, znowu ujrzałam przed sobą kogoś siedzącego samotnie na kamieniu. Miał on na sobie założoną, podobnie jak ja wojenną tunikę. Siedział pochylony nieco do przodu i wpatrzony był w ziemię. Co kilka chwil wyrzucał z dłoni na ziemię mały, szarego koloru kamyczek. Powiedział, że to on jest panem zaspokojenia wszelkiego pragnienia i wszelkiego głodu. Nie był on jednak Panem zaspokojenia wszelkiego pragnienia i wszelkiego głodu – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem zaspokojenia wszelkiego pragnienia i wszelkiego głodu, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zauważyłam, że kamień, który on co kilka chwil wyrzucał na ziemię, nie pochodził z mocy jego dłoni, ale z zatwardziałości jego serca. Poza tym zauważyłam jeszcze i to, że ilość kamyczków, które w tym czasie wyrzucił ze swojej dłoni przekraczały ilość tych, które mógł on w swojej dłoni pomieścić. Po tym poznałam, że nie był on Panem zaspokojenia wszelkiego pragnienia i wszelkiego głodu i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje i że jest kłamcą – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą (J 17, 17).

  1. Zanim jeszcze zdołałam rozsiodłać mojego wierzchowca.

Występny czatuje na sprawiedliwego i usiłuje go zabić, lecz Pan nie zostawia go w jego ręku i nie pozwala skazać, gdy stanie przed sądem. (Ps 37, 32).

I już nawet z oddali, kiedy najezdne oddziały zbliżały się do ludzkich osiedli i ich zabudowań, już wtedy widocznym było i mieszkańcy okolicznych osad, i przygodni przechodnie dostrzegali, a wszyscy z nich byli wytrawnymi jeźdźcami i każdy z nich w stopniu doskonałym posiadł sztukę jazdy konnej, że najeźdźcy ci dosiadali swoich wierzchowców w sposób bardzo błędny, ignorancki i nieprawidłowy. Patrząc na ich sposób jazdy odnosiło się wrażenie, że siedząc na swoich wierzchowcach jazda jest dla nich czymś bardzo niedogodnym, męczącym i że sprawia im ciągły ból i nieustanne cierpienie. Siedząc w siodłach byli oni wszyscy w jakiś dziwny, niezrozumiały i w nienaturalny sposób zgięci nieco w pół i pochyleni do przodu. Nie dosiadali oni, żaden z najeźdźców, swoich wierzchowców w sposób prawidłowy. Nie czuli się oni w siodłach swobodnie i nie poruszali się w marszu jak przystało na wytrawnych i zaprawionych w boju wojowników ze swobodą, lekkością w biegu, czy też nawet pewną ignorancją. Nie tworzyli oni z nimi jedności ze swoimi z wierzchowcami. Siedzieli oni na ich grzbietach swoich wierzchowców na podobieństwo jak zasiada się na twardym i ciężkim tronie. Sprawiali wrażenie samozwańczych królów i władców, zasiadających na samozwańczych tronach. Ręce ich jeźdźców wydawały się być przywiązane do oparć siodeł, a oni sami skrępowani i zniewoleni. Ich wierzchowce zdawały się wołać ludzkim głosem o pomoc, o ulgę w cierpieniu i prosić o wybawienie. Zdawały się też nieustannie zrzucać ze swoich grzbietów dosiadających ich jeźdźców. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, już nikt nigdy więcej nie stanął u skraju tej drogi, czy to w geście oczekiwania, pozdrowienia, czy też przywitania/powitania kogokolwiek. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i kiedy odrzucałam spod moich stóp odpadłe z wysokiej granitowej skały ostre kawałki kamieni, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili podeszło do mnie, stojącej przy małym górskim strumieniu kilku nieznanych mi wojowników. Powiedzieli, że zaprowadzą mnie w kolejne nieznane mi jeszcze i niedostępne górskie miejsca, tam, gdzie ukrywają się ostatnie oddziały obcych, wrogich i najezdnych oddziałów. Nie byli oni jednak tymi, którzy mogli mi wskazać kolejne miejsce ukrycia obcych, wrogich i nieprzyjaznych nam oddziałów – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie byli oni tymi, którzy mogli ci wskazać kolejne miejsca ukrycia obcych, wrogich i nieprzyjaznych nam oddziałów, i skąd wiedziałaś, że kłamią i chcą cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zwróciło moją uwagę to, że każdy z nich ustawiony był w pozycji wskazującej na próbę ataku, w odległości dwukrotnego zasięgu ramion u każdego z nich. Przyjęcie takiej odległości wskazuje na to, że ten ktoś stawia się na równi z najwybitniejszym wojownikiem sztuki walki. A nie byli oni takowymi i to żaden z nich. Po tym poznałam, że nie są oni tymi, którzy mogą mi wskazać kolejne miejsca ukrycia obcych, wrogich i nieprzyjaznych nam oddziałów, i wiedziałam już, że nie są oni tymi, za których się podają i że kłamią – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem (J 17, 18).

  1. Kiedy wraz z wojownikami wracałam do obozu

Błogosławieni przez Pana posiądą ziemię, przeklęci przez Niego będą wyniszczeni. (Ps 37, 22).

Już nawet na odległość rzutu kamieniem widocznym było i mieszkańcy okolicznych osad, i przygodni przechodnie dostrzegali, że twarze wszystkich najeźdźców, jak również i zewnętrzna postura każdego z nich, były do siebie bardzo podobne. Wydawali się oni być, cały ten rozległy i nieogarniony tłum najezdnych oddziałów jakby pochodzący wszyscy i każdy z nich z osobna od tego samego przodka i jakby mieli za wspólnego jednego ojca. Zwracało uwagę, że oblicza ich twarzy były jakby pomalowane, czy też pokryte nienaturalnym kolorem czerwieni, czerwieni nie na podobieństwo barwy kwitnących płatków wiosennych kwiatów, ani nawet na podobieństwo koloru ludzkiej krwi, ale pokryte były odcieniem czerwieni jakby rozpalonego i gorącego, sprawiającego siłą swojego rażenia ogromny ból palącym ogniem. Nie znali oni, żaden z nich uczucia życzliwości, dobroci i łagodności. Nie potrafili nikomu z żyjących przynieść ulgi w cierpieniu i nie byli też w stanie na nikogo zesłać jakiegokolwiek pocieszenia. Sami też nie zaznawali nigdy uczucia odpoczynku, wytchnienia i odprężenia. Żaden z nich nigdy nie był pogrążony w wyzwalającym go z trudów przeżytego dnia głębokim i spokojnym śnie. Nie mieli w zwyczaju składania zmarłych z ich rodu do grobów i nie znali ani sztuki obrzędu, ani też potrzeby sprawienia nikomu z nich pochówku. Nie zwracali swoich myśli swoich ku tym, którzy od nich odeszli. Nigdy też później już ich nie wspominali. Nie zaznawali oni wypocznienia. W miejscach tych, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem świadomego odrzucenia przez kogoś przywileju oczekiwania na przyjęcie i dostąpienie najpiękniejszego i najtrwalszego z darów. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze zdążyłam opatrzyć rany mojego wierzchowca, i kiedy wraz z moimi wojownikami wracałam już do głównego obozu, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, na naszej drodze stanął ktoś, kto powiedział, że to on jest panem zwycięskiej mocy. Na potwierdzenie swoich słów pokazał mi swój ostry obosieczny miecz. Nie był on jednak Panem zwycięskiej mocy – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem zwycięskiej mocy, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie zauważyłam, ani na jego dłoniach, ani na jego twarzy jakiejkolwiek blizny, śladu czy też oznak walki wręcz. Nie miał on więc za sobą doświadczenia służby w armii wojowników. Nie był on też z oddziału zbrojnych i najemnych wojowników. Nie znał ani trudu, ani znoju walki i nigdy nie doświadczył i nie przeżywał trudów bitewnych zmagań i nigdy też nie był/uczestniczył w boju. Po tym poznałam, że nie był on Panem zwycięskiej mocy, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach .

A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie (J 17, 19).

  1. Zanim zdołałam przywołać na pamięć uroczystą pieśń

Pan umacnia kroki człowieka i w jego drodze ma upodobanie. A choćby upadł, to nie będzie leżał, bo rękę jego Pan podtrzymuje. (Ps 37, 23-24).

Już nawet sam widok najeźdźców każdego z mieszkańców okolicznych odsad i każdego z przygodnych przechodniów spoglądających w stronę  najeźdźców napełniał grozą i przerażeniem. Obraz idących oddziałów przywoływał na wspomnienia myśli te najbardziej okrutne, najbardziej przewrotne i zdradzieckie. Były to te myśli, które bez naszej zgody i jakiegokolwiek przyzwolenia nachodzą nas niekiedy, próbując skłonić i doprowadzić nas do tego, abyśmy oddalili się od tego, co najbardziej zasługuje na to, aby je kochać, umiłować i całym sercem temu się oddać. Te myśli, które nieustannie i w sposób natrętny domagają się od nas, abyśmy już nigdy więcej nie przywoływali ich do siebie i już nie powracali do żadnych wspomnień i zdarzeń z przeszłości. Abyśmy nie rozbudzali nowych, nieznanych nam jeszcze tęsknot i nie poszukiwali nowych obrazów. Tych pragnień, tęsknot i wyobrażeń tych, które ukształtują nasze sny i marzenia i wprowadzą nas w nowy, nieznany nam jeszcze świat. Żaden z najeźdźców nich nie miał przy sobie księgi. Żaden z nich, podążających przed siebie w marszu, nigdy nie zaśpiewał jakiejkolwiek pieśni. Żaden z nich nie potrafił przywołać z pamięci rymów jakiegokolwiek wiersza, słów natchnionych prozy, czy też poematu. Żaden z nich nigdy nie napisał i nie skomponował jakiegokolwiek pochwalnego hymnu. Nikt z nich nigdy nie skomponował dziękczynnej pieśni, kantyku, czy też uroczystej i podniosłej kantaty. Nie znali oni sztuki przywołania twórczych myśli i wyrzekli się umiejętności wykorzystania i utrwalenia na piśmie nachodzącego ich natchnienia. Nie znali pisma i nie posiedli sztuki składania zapisanych kart papieru i spinania ich w jedną oprawioną księgę. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, nikt nigdy już nikt nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia wewnętrznej zgody i zestawienia dwóch różnych myśli scalających się w jedną całość. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, bardzo wcześnie z rana, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze zdołałam przywołać w pamięci jakąkolwiek uroczystą pieśń chwalącą tron i majestat Władcy wielkiej Ziemi, i kiedy podchodziłam, czy też wbiegałam, jak było w moim zwyczaju, na pobliski rozłożysty i łagodny pagórek, aby stamtąd i z tego miejsca pokłonić się Władcy wielkiej Ziemi i jemu złożyć cześć i oddać uwielbienie, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, u podnóża pagórka ujrzałam kogoś, kto stał tam i wydawał się czekać na mnie, aż rozpocznę moją modlitwę. Ubrany był w jasnobrązowego koloru bardzo dziwnie wyglądające odzienie. Wyglądem swoim przypominało ono kaftan, albo uciętą w pół tunikę. W dłoni trzymał księgę. Powiedział, że jest to księga święta. Powiedział, że jest to księga, z której winna jestem/winnam zaczerpnąć natchnienie do rozpoczęcia mojej modlitwy. I otworzył tę księgę. Powiedział jeszcze i to, że to on jest panem świętej księgi i w geście przyzwolenia chciał mi tę księgę wręczyć. Nie był on jednak Panem świętej księgi i nie była to księga święta, i myśli nie tej księgi winny ogarnąć mnie u początku dnia, i nie z tej księgi / z niej powinnam zaczerpnąć natchnienie do mojej modlitwy – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem tej księgi i, że nie jest to księga święta, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że już od czasu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, nasz ojciec opowiadał mi historię księgi świętej od pierwszego, aż do ostatniego jej rozdziału. Każdego dnia uczył mnie na pamięć kilku jej wersetów, rozdziałów, a w dalszej kolejności wszystkich jej ksiąg. Mogłam zatem w każdej chwili i o każdej porze dnia bez żadnego wysiłku/z łatwością czy też jakiegokolwiek zapomnienia przywoływać z pamięci jej treść. Posiadłam również/też zdolność recytowania zapisanych kart księgi świętej od pierwszego, aż do ostatniego jej rozdziału i potrafiłam mądrością Ducha Władcy wielkiej Ziemi objaśniać każdy jej natchniony werset. Księga święta zawsze towarzyszyła mi w boju. Miałam ją ze sobą ukrytą i schowaną przy siodle mojego wierzchowca. Spoglądając na tę księgę, którą on przede mną rozłożył, znajdowałam w niej wiele rozdziałów, wersetów i słów, których nie mogłam przywołać z pamięci i których w ogóle nie znałam. Po tym poznałam, że nie był on Panem księgi świętej, i że nie była to księga święta, i nie mogłam z tej księgi zaczerpnąć natchnienia ani myśli jakiejkolwiek myśli do rozpoczęcia mojej modlitwy, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał (J 17, 20-21).

  1. Zanim zaczęłam wzywać imienia naszego Boga

Lituje się Pan on w każdym czasie i pożycza; potomstwo jego stanie się błogosławieństwem. (Ps 37, 26).

I już nawet wtedy, kiedy mieszkańcy okolicznych osad i przyległych do wędrownych traktów zabudowań wychodzili na rozległe i przestronne drogi, aby przyjrzeć się przechodzącym tamtędy najezdnym oddziałom, a niektórzy z mieszkańców/nich wychodzili nawet ze swoimi dziećmi, chociaż nie wszyscy ojcowie i matki w obawie, aby ich dzieciom nie stała się krzywda, zabierali swoje dzieci je ze sobą pozostawiając je w domu, już wtedy można było zauważyć, że najeźdźcy, dotychczas posępni i milczący, na widok dzieci wyraźnie się ożywiali i wykazując nimi zainteresowanie, chcąc je zabrać ze sobą w dalszą drogę, nie schodząc ze swoich wierzchowców gestem ręki przywoływali je i zapraszali dzieci do siebie. Żadne jednak z dzieci nie podeszło do nich i żadne z nich i nie zbliżyło się  do nich do najeźdźców, nawet na odległość wyciągniętego ramienia dorosłego człowieka. Żaden z nich, najeźdźców nie był ojcem. Żaden z nich nigdy nie wydał potomstwa. Żaden z nich nigdy nie trzymał swojego dziecka na rękach. Nie znali oni i obce im było uczucie ojcowskiej miłości i troski o dzieci. Dobrowolnie i świadomie wyrzekli się tego uczucia i tej umiejętności. W miejscach tych, po ich przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy nikt nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem czyjegoś świadomego i dobrowolnego zdania się na wieczny i nieustanny brak usłyszenia płaczu niemowlęcia, czy też przyzwolenia małego dziecka na ułożenie go do snu i danie mu wypocznienia. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, bardzo wcześnie z rana/rankiem, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze zaczęłam wzywać imienia naszego Boga, i kiedy wchodziłam samotnie w skąpaną i przykrytą łagodną mgłą leśną dal, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, w ostatnich już i opadających na ziemię oparach leśnej mgły ujrzałam przed sobą kogoś, kto trzymał w ręku księgę. Powiedział, że jest to księga święta i że to on jest panem owej księgi. Powiedział jeszcze i to, że księga owa/ta napisana została w starożytnym i nieznanym dla mnie/mi piśmie i jeżeli chciałabym czerpać z tej księgi/niej natchnienie i myśli do mojej modlitwy, winna jestem nauczyć się wszelkich liter i wszelakich zasad pisowni tego antycznego pisma; znaków zapisywania świętych i natchnionych myśli przekazanych przez Ducha Władcy wielkiej Ziemi naszym dalekim, odległym i zamierzchłym przodkom. I otworzył tę księgę przede mną. Nie był on jednak Panem owej księgi, chociaż trzymał ją otwartą przede mną i przekładał jej karty, i nie była to księga święta – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem tej księgi i że nie była to księga święta, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że doskonale znałam litery tego starożytnego pisma, wszelakie zasady jego pisowni, jak również posiadłam także sztukę wymowy i układania wszystkich jego zdań w logiczną i spójną całość. Nie wiedział on też i o tym, że księga święta pierwotnie zapisana została była w jeszcze starszym sposobie utrwalania na piśmie natchnionych myśli niż ten, o którym on sam mówił. A znałam w stopniu doskonałym i ten rodzaj pisma i byłam biegła we wszelkich jego zasadach gramatyki, w sposobie zapisywania wszelakich jego liter, interpunkcji i znaków. Po tym poznałam, że nie był on Panem księgi świętej i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. (J 17, 22).

  1. Zanim zdążyłam opatrzyć rany mojego wierzchowca

Odstąp od złego, czyń dobro, abyś mógł mieszkać na wieki (Ps 37, 27).

I już nawet wtedy, kiedy wieczorową porą najeźdźcy zatrzymywali się na postój i schodzili ze swoich wierzchowców, już wtedy wydawało się, jakby nie wiedzieli oni, co ze sobą zrobić i w jaki sposób zorganizować swoje obozowanie. Patrząc na nich odnosiło się wrażenie, że miejsce, w którym zatrzymali się na postój, tak naprawdę nie jest dla nich miejscem ani dogodnym, ani odpowiednim i że nie zaznają w tym miejscu wytchnienia, wypoczynku i spokoju. Trwali oni w ciągłym nieładzie. Byli oni wszyscy pochyleni i nieco nienaturalnie zgięci w sobie. Posępni i zamyśleni, kręcąc się nieustannie wokół siebie, chodzili bez celu z jednej w drugą stronę. Wydawało się jakoby ktoś inny, jakaś inna wyższa, wroga i nieprzyjazna im siła zmuszała ich wbrew ich woli, do tego, aby trwać w tym miejscu. Trwać w obecności kamiennych głazów i ponurych ciemnych jaskiń, i mrocznych grot. Miejsce ich zatrzymania/postoju przypominało cmentarzysko ludów i narodów, które nie posiadły zdolności spoglądania w niebiańską i odległą dal, ludów i narodów, które nie potrafiły wzywać świętego i imienia najwyższego. Nie wznosili oni oczu w stronę nieba i wyrzekli się umiejętności spojrzenia w przeszłość przemijającego czasu dziejów swojego pokolenia. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, ziemia odsłaniała i ukazywała na podobieństwo ludzkich, głębokie i bolesne, porozrywane rany. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach swoich na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku i po trudach bitewnej walki i zanim jeszcze rozpuściłam moje oddziały, aby ułożyli się wszyscy oni do snu, kiedy stałam samotnie w cieniu wielkich i rozłożystych leśnych drzew, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem wszelkiej nadziei i wszelkiego pocieszenia. Powiedział jeszcze i to, że on ukoi ból okolicznych mieszkańców miejscowych, i naszych odległych, dalekich i zamierzchłych przodków po stracie ich najbliższych z rodzin, tych, którzy polegli i stracili życie w walce z obcymi, wrogimi i najezdnymi oddziałami. Nie był on jednak Panem wszelkiej nadziei i wszelkiego pocieszenia i nie było potrzeby, aby ktokolwiek musiał ukoić ból mieszkańców tej ziemi po stracie najbliższych z ich rodzin – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie był on Panem wszelkiej nadziei i wszelkiego pocieszenia, i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że wszyscy mieszkańcy tej krainy, na długi czas przedtem zanim obce, wrogie i najezdne oddziały dotarły na ich/te tereny, schronili się już w wysokich i niedostępnych górach i żaden z nich nie zginął. Żaden z nich też nie zaznał jakiegokolwiek nieszczęścia i niedoli. Żaden z nich też nie zgubił się i nie zaginął. Nie zginał też żaden z moich oddziałów. Po tym poznałam, że nie był on Panem wszelkiej nadziei i wszelkiego pocieszenia i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. (J 17, 23).

  1. Zanim wojownicy zbudzili się ze snu

Bo Pan miłuje sprawiedliwość i nie opuszcza swych świętych; nikczemni wyginą, a potomstwo występnych będzie wytępione. Sprawiedliwi posiądą ziemię i będą mieszkać na niej na zawsze. (Ps 37, 28-29).

A kiedy wieczorową porą, kiedy jeźdźcy zatrzymywali się na postój i schodzili ze swoich wierzchowców, puszczając je wolno i nie troszcząc się o ich los, już wtedy można było zauważyć, że ktoś inny, jakby inne zastępy wojowników, ubranych w białe długie tuniki, przepasanych każdy z nich białym pasem wokół bioder, a były ich całe szeregi, tysiące, nieprzebrane i niezliczone ilości zastępów, brały za uzdy dopiero co przed chwilą wolno i bezpańsko puszczone wierzchowce i prowadzili je do wodopojów, i wyprowadzali na zielone i urodzajne rozległe pastwiska. Wojownicy ci oczyszczali przedtem starannie wierzchowce z kurzu, pyłu i wszelkich innych nieczystości. Gładzili delikatnie i czule ich sierść, wyciągając z niej wszelkie kolce, drzazgi i zadry. Opatrywali oni wszelkie krwawiące rany wierzchowców i ich kopyta. Rozmawiali z nimi na podobieństwo, jak rozmawia się z człowiekiem. Wokół można było/dało się usłyszeć usłyszeć i unosiło się delikatne i przyjazne rżenie poranionych i okaleczonych, wdzięcznych za pomoc i ulgę w cierpieniu zadanym im przez najeźdźców, zaniedbanych i wyczerpanych marszem wierzchowców. W miejscach tych, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy już nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem świadomego i dobrowolnego odrzucenia przez kogoś przywileju uznania go i jego wywyższenia. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, bardzo wcześnie z rana, rankiem, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze wszyscy wojownicy z mojego oddziału zbudzeni zostali/zbudzili się do nowego dnia/zbudzeni do nowego dnia, ja wybrałam się już w długą i daleką podróż. Celem mojej podróży, było dotrzeć do świątyni Władcy wielkiej Ziemi. Kiedy wreszcie po długiej i uciążliwej/wyczerpującej podróży stanęłam u bram tej świątyni, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, oczom moim ukazany został widok tłumu pielgrzymów, tych wszystkich, którzy kiedyś /w czasach dawnych i zamierzchłych przede mną dotarli już w to miejsce. Niektórzy z nich opowiadali o tym, w jaki sposób, udając się w to miejsce, czy też wracając już na powrót do swoich domów, zostali przez nieznanych im ludzi na podróżnych szlakach napadnięci, skrępowani powrozami, uwięzieni, a następnie straceni. Dzisiaj po latach powrócili, czy też dotarli wreszcie w to miejsce. Nikt z nich jednak, a wiedzieli oni wszyscy, że jestem w służbie wyborowych wojowników najprzedniejszej formacji, nie domagał się ode mnie, aby śmierć ich była pomszczona. I oto w pewnej chwili podeszło do mnie, stojącej u wejścia do świątyni kilku mężczyzn, którzy powiedzieli, że to oni są strażnikami tej świątyni. Powiedzieli jeszcze i to, że strzegą tej świątyni i sprawują pieczę nad przychodzącymi w to miejsce pielgrzymami. Nie byli oni jednak Strażnikami tej Świątyni i nie sprawowali nadzoru nad jej pielgrzymami – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie byli oni strażnikami tej świątyni i skąd wiedziałaś, że kłamią i chcą cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zwróciło moją uwagę, że każdy z nich uśmiechał się lekkim prawie niewidocznym i utajonym uśmiechem,/grymasem, a mówiąc, delikatnie i usłużnie skłaniali głowę. W świątyni Władcy wielkiej Ziemi, miejscu modlitwy i oddawania jemu czci, zastrzeżonym było i przyjętym w zwyczaju, że nikt nigdy się nie uśmiechał, i nie mógł też skłaniać głowy. Nakazanym było również utrzymywać powściągliwość w myślach i zamysłach. Nie znał on więc ani naszych odwiecznych prawd, ani zwyczajów, nie znał naszego prawa, ani też religijnych obrzędów naszego narodu. Oddanie czci poprzez skłon głowy przysługiwało jedynie i było przywilejem najprzedniejszych i wyborowych wojowników, tych, którzy podobnie jak ja nosili czarną tunikę i opasani byli wokół bioder czarnym pasem, z krótkim mieczem wykonanym ze szczerego złota umieszczonym u boku wojownika. Ale wiedzieli oni o tym i rozpoznali, że jestem z oddziału najprzedniejszych i wyborowych wojowników mojego narodu, tych, którzy mieli prawo dokonać pomsty śmierci i zadośćuczynić cierpieniu niewinnych ofiar z mojego narodu, i wiedzieli oni, że mogłam i miałam prawo tej zemsty tej dokonać, i chcieli mnie od tego zamiaru odwieść. Po tym poznałam, że nie są oni Strażnikami naszej Świątyni ale, że są to ci, którzy wielu ze zdążających w to miejsce pielgrzymów, zwabiwszy ich przedtem podstępnie w tajemne miejsca, krępując ich ręce i nogi, zadając przedtem cierpienie w końcu pozbawili ich życia, i wiedziałam już, że nie są oni tymi, za których się podają, i że kłamią – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. (J 17, 24).

  1. Zanim wydałam wojownikom polecenie powrotu do obozu

Usta sprawiedliwego głoszą mądrość i język jego mówi to, co słuszne. Prawo jego Boga jest w jego sercu, a jego kroki się nie zachwieją (Ps 37, 30-31).

A kiedy wieczorową porą/kiedy jeźdźcy zatrzymywali się już na postój i schodzili już ze swoich wierzchowców, wtedy to jeden z nich, ten, który wydawał się być głównodowodzącym owych oddziałów, ponieważ/bo po zatrzymaniu kolumny siadał naprzeciw wszystkich najeźdźców na czymś, co przypominało tron, czy też raczej zbite z nieociosanych desek prymitywnie i obskurnie wyglądające siedzisko i wtedy ruchem ręki przywoływał do siebie jednego z nich najeźdźców. A kiedy ten przywołany/kiedy podchodził do niego, wtedy zasiadający na siedzisku wstawał i kładąc lewą swoją rękę na prawym ramieniu przywołanego w geście wyciągniętej prawej ręki ukazywał jemu coś na swojej dłoni. Wypowiadał jednocześnie w tym geście pewne słowa. I wtedy przywołany powracał w szeregi najeźdźców, przekazując pozostałym owe posłanie, które przedtem otrzymał od tego kogoś zasiadającego na siedzisku. Każdego dnia ten, który wydawał się być głównodowodzącym tych oddziałów, przywoływał do siebie kolejnego, i innego z nich.  następnego z najeźdźców. Podchodzili oni i zbliżali się do niego na podobieństwo, jak zstępuje się do najgłębszej otchłani ucisku, cierpienia i wszechogarniającego zniewolenia. W miejscach tych, przy wędrownych traktach i podróżnych szlakach, po których przechodzili najeźdźcy, nie można już było usłyszeć łagodnego powiewu koron leśnych drzew. Natura zamykała się sama w sobie i obumierała. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze wydałam moim wojownikom polecenie powrotu do obozu, i kiedy stałam samotnie pod stromą ścianą wysokiej góry, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem życia i śmierci. Powiedział jeszcze i to, że pomoże mi odszukać i złożyć do grobów wszystkich moich wojowników, którzy w ostatniej bitwie z obcymi, wrogimi i najezdnymi oddziałami polegli na placu boju i zginęli. Nie był on jednak Panem życia i śmierci i nie było potrzeby, aby ktokolwiek musiał pomóc mi odszukać i złożyć do grobów poległych na placu boju w ostatniej bitwie z obcymi, wrogimi i najezdnymi oddziałami wojowników z mojego oddziału – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem poznałaś, że nie był on Panem życia i śmierci i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że w ostatniej bitwie na placu boju nie zginął żaden z wojowników z mojego oddziału i całej armii, którą dowodziłam. Nie wiedział on też i o tym, że ze wszystkich młodzieńców i dziewcząt, którzy pod moim dowództwem pośpieszyli na pomoc bezprawnie i podstępnie napadniętej krainie naszych dalekich, odległych, i zamierzchłych przodków żaden z nich nie zginął, ani nie poległ na polu bitwy. Wszyscy powrócimy do naszych domostw, naszych rodzin, ogrodów, i do naszych ziem i pól uprawnych. Po tym poznałam, że nie był on Panem życia i śmierci, że nie mógł pomóc mi odszukać i złożyć do grobów poległych na placu boju w ostatniej bitwie z obcymi i najezdnymi oddziałami wojowników z mojego oddziału i z całej mojej armii, i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. (J 17, 25).

  1. Kiedy podchodziłam do górskiego strumienia wody

Strzeż uczciwości, przypatruj się prawości, bo w końcu osiągnie [ten] człowiek pomyślność. Wszyscy zaś grzesznicy będą wyniszczeni, potomstwo występnych wyginie. (Ps 37, 37-38).

A kiedy wieczorową porą jeźdźcy zatrzymywali się na postój i schodzili już ze swoich wierzchowców, i po tym jak ten ktoś zasiadający na tym prymitywnie i obskurnie wyglądającym siedzisku przywołał już do siebie jednego z najeźdźców nich i powrócił on już do pozostałych przekazując im otrzymane od niego przesłanie, wtedy to rozpoczynali oni przekazywać jeden drugiemu treść tego posłania. Podchodzili oni do siebie nawzajem, kładąc lewą rękę na prawym ramieniu drugiego z nich, ukazując jednocześnie coś w dłoni w geście wyciągniętej przed każdym z nich prawej ręki. Trwało to bardzo długi okres czasu i powodowało ogólny chaos i zamieszanie i to do tego stopnia, że wielu z nich przez całą noc na odartej uprzednio z zielonej, bujnej i soczystej trawy kawałku nagiej i okaleczonej przez nich ziemi w ogóle, jak to przedtem zamierzali nie ułożyło się do snu. Patrząc na nich odnosiło się wrażenie, jakoby jeden z nich drugiego ciągle o coś posądzał, oskarżał i nieustannie jeden drugiemu coś zarzucał. Nienawidzili się oni i upokarzali jeden drugiego nawzajem. Wydawało się jakoby zamieszanie to wywoływali oni tylko sami, że/a ten zamęt pochodził z ich wnętrza i czynili wszystko to celowo i po to tylko, aby jeden drugiego z nich wprowadzić w błąd i spowodować jego złość, gniew, dezorientację i wzburzenie. Przywódcą owych oddziałów był zasiadający na tym nędznym siedzisku niezwykłej urody młodzieniec. Był to ktoś o bardzo bladej karnacji cery twarzy, kolorem swoim przypominającej pobielane groby, albo kolor karnacji skóry wieprza. Był ten ktoś niejako wpatrzony, czy też zapatrzony w siebie, jakby nieustannie podziwiał swoje odbicie w niewidzialnym dla nikogo, czy też tylko dla niego postrzegalnym odbiciu i lustrze. Był pusty pyszny i pusty sam w sobie. Uśmiechał się szyderczo i drwił z sobie z całego tego zamieszania, które to właśnie on i nikt inny przed chwilą wywołał. Ale patrząc na niego odnosiło się również wrażenie, że żaden z nich i nikt inny nie był tak bardzo i tak mocno jak on, ten ktoś zasiadający na tym siedzisku, skrępowany, ograniczony w ruchach, zakuty w żelazne łańcuchy i powiązany w kajdany. Nikt inny z nich nie był tak bardzo zniewolony i osaczony i nie cierpiał tak bardzo jak on. W miejscach tych, po przejściu obcych i najezdnych oddziałów, już nikt nigdy nie potrafił wzbudzić w sobie uczucia zrozumienia względem świadomego odrzucenia i wyrzeczenia się przez kogoś przywileju służby ku czci i chwale Władcy wielkiej Ziemi. Nikt też z okolicznych mieszkańców już nigdy więcej na te terytoria nie powracał i nikt z nich nie wracał pamięcią i nie przywoływał w swoich myślach na wspomnienia zdarzeń, które miały tam miejsce i tam się wydarzyły.

I oto pewnego dnia, po kolejnej zwycięskiej z tymi oddziałami bitwie, bardzo wcześnie z rana, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już, i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia, spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze otarłam kurz i pot z mojego czoła i zanim jeszcze zdążyłam zdjąć nakrycie z mojej głowy i złożyć na ziemi mój wojenny oręż, i kiedy wraz z moim wierzchowcem podchodziłam do górskiego strumienia wody, wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podszedł do mnie ktoś, kto powiedział, że to on jest panem wszelkiego daru i w nagrodę za moją bitewną odwagę i dzielność w boju ofiaruje mi nowego pięknego wprawnego wierzchowca. Powiedział jeszcze i to, że do kolejnego boju z obcymi, wrogimi i najezdnymi oddziałami, ten wierzchowiec poniesie mnie jeszcze śmielej i bardziej odważnie niż ten, którego dosiadałam dotychczas. Nie był on jednak Panem wszelkiego daru i nie mógł mi ofiarować nowego wierzchowca, który poniósłby mnie do boju jeszcze śmielej i bardziej odważnie niż ten, którego dosiadałam dotychczas – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A po czym poznałaś, że nie był on Panem wszelkiego daru i skąd wiedziałaś, że jest kłamcą i chciał cię tylko oszukać i zwieść? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Nie wiedział on o tym, że w ostatniej bitwie z oddziałów najeźdźców i wrogich nam oddziałów zginęli wszyscy i nie ostał się nikt zdolny nosić miecza, ani jakiegokolwiek innego zbrojnego oręża. Nie mogłam zatem stoczyć z nimi kolejnej bitwy. Po tym poznałam, że nie był on Panem wszelkiego daru, że nie mógł mi ofiarować nowego wierzchowca, który poniósłby mnie do boju jeszcze śmielej i z większą odwagą niż ten, którego dosiadałam dotychczas i wiedziałam już, że nie jest on tym, za którego się podaje, i że jest kłamcą – powiedziała zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co fałszem, dobrem a złem, tego, co prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich. (J 17, 26).

  1. Zanim zdążyłam zdjąć nakrycie mojej głowy

Zbawienie sprawiedliwych pochodzi od Pana; On ich ucieczką w czasie utrapienia. Pan ich wspomaga, wyzwala; wyzwala ich od występnych i zachowuje, do Niego bowiem się uciekają. (Ps 37, 39-40).

Już nawet na sam widok najezdnych oddziałów, kiedy maszerowali, odnosiło się wrażenie, że nie ma żadnej siły, ani nie można użyć jakiegokolwiek sposobu, aby zatrzymać ich i odwieść od raz zamierzonego przez nich celu zniszczenia i unicestwienia tego wszystkiego, co przedtem założyli sobie/zamierzyli i przyrzekli obrócić w pył i zgliszcza. Szli przed siebie nie zwracając na nic i na nikogo uwagi. Wszystkich i wszystko mieli w pogardzie. Nikt z okolicznych mieszkańców, ani też nikt z przygodnych przechodniów nigdy nie odważył się stanąć na ich drodze. Nikt z obawy, że może być przez jeźdźców stratowany i że może być jemu mu wyrządzona krzywda nie odważył się nigdy i nie usiłował tego pochodu powstrzymywać. Raz tylko zatrzymała ten pochód pewna nieznana nikomu siła. Zdarzyło się to przy wejściu na rozległą i cudownej urody, przypominającą swoim pięknem krainę pierwotnego szczęścia, rozłożystą, pokrytą dorodnymi łanami uprawnych zbóż, okazałymi kiściami owoców winnego grona winnych latorośli i poprzecinaną korytami rzek wolno płynących życiodajnych wód, zamieszkałą przez niezliczone tłumy jej mieszkańców, przechadzających się z jednej w drugą stronę i pochylonych w geście uprawy ziemi i zbierania jej płodów, otwartą i wydawać się mogło, nieogarnioną wzrokiem niezwykłej urody przestrzeń. Kiedy najezdne oddziały zbliżały się już do podnóża łagodnego wzniesienia i zdawały się wkraczać w bramę prowadzącą do owej krainy, wtedy to, w tym czasie, w tym miejscu i w tej właśnie chwili, na ich drodze stanęła ubrana w piękną białą długą tunikę, przepasana wokół bioder błękitną szarfą, o pięknych/pełnych perłowych włosach mała dwunastoletnia dziewczynka i zagrodziła im/tym oddziałom drogę i nie pozwoliła im na dalsze kontynuowanie marszu. Ręce miała założone do tyłu. I właśnie wtedy, w tym czasie i w tej właśnie chwili, w tym miejscu i na tym terytorium u podnóża łagodnego pagórka i u wejścia do niebiańskiej urody krainy, krainy pokrytej pięknymi ogrodami i szumiącymi, kołyszącymi się koronami niezliczonej ilości szlachetnych i urodzajnych, wydających dorodne owoce drzew, rozpoczęła się z tymi oddziałami bitwa.

I oto pewnego dnia wczesnym rankiem o brzasku, kiedy podniesiona już byłam z błogiego wypocznienia, i powstałam już i rozbudzona byłam z wyzwalającego mnie z trudów poprzedniego dnia, spokojnego i głębokiego snu, i zanim jeszcze zdążyłam nałożyć nakrycie głowy i wdziać na siebie tunikę końcowego tryumfu i ostatecznego zwycięstwa, i kiedy wyglądałam pierwszych promieni wschodzącego słońca, aby drogą promieni wschodzącego słońca na powrót poprowadzić nasze oddziały do krainy naszych domostw, naszych rodzin, ogrodów i do naszych ziem i pól uprawnych wtedy to, w tym czasie i w tej właśnie chwili, podeszło do mnie kilku nieznanych mi bojowników, mówiąc, że są oni wyborowymi wojownikami sztuki walki. Powiedzieli jeszcze i to, że nauczą mnie nieznanego mi jeszcze dotychczas sposobu poruszania się w walce i nieznanej mi jeszcze /dotychczas sztuki władania mieczem. Nie byli oni jednak wyborowymi wojownikami sztuki walki i nie mogli nauczyć mnie nowego, nieznanego mi jeszcze sposobu poruszania się w boju i niedostępnego mi jeszcze w moich umiejętnościach sposobu władania obronnym orężem – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A jakim sposobem rozpoznałaś, że nie byli oni wyborowymi wojownikami sztuki walki, i skąd wiedziałaś, że kłamią i chcą cię tylko oszukać i zwieść – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Zwróciło moją uwagę, że każdy z nich nosił przy sobie i używał w bitwie takiego samego rodzaju miecza. Prawdziwy wojownik nosi miecz, dostosowany odpowiednio do jego postury, sylwetki i zasięgu jego ramion. To wielki błąd w sztuce walki, używać przez wszystkich wojowników takiego samego rodzaju miecza. Taki rodzaj broni osłabia atak. Nie wiedzieli oni jeszcze też i o tym, że byłam jednym z dwóch z oddziału najprzedniejszych i wyborowych wojowników sztuki walki, tych wojowników, którzy z woli Władcy wielkiej Ziemi posiedli już, czy też dostąpią dopiero w przyszłości najwyższego i końcowego już stopnia wtajemniczenia umiejętności wszelkiej sztuki walki. A ja będąc z woli Władcy wielkiej Ziemi w służbie najprzedniejszych i wyborowych wojowników sztuki walki, miałam przywilej opasania mojej tuniki czarnym pasem z niewidoczną dla nikogo, po wewnętrznej jego stronie wyhaftowaną złotą wstęgą. Miałam również też przywilej noszenia u boku krótkiego, wykonanego ze szczerego złota zbrojnego obronnego miecza. Nie wiedzieli oni o tym, że już nikt inny nie mógł nauczyć mnie jeszcze doskonalszego sposobu poruszania się w boju i jeszcze bardziej wytrawnego sposobu władania i użycia zbrojnego oręża niż ten, który już posiadłam i którego dotychczas się nauczyłam. Po tym poznałam, że nie są oni wyborowymi wojownikami sztuki walki i że nie mogą nauczyć mnie nowego i nieznanego mi jeszcze sposobu poruszania się w boju i nieznanych mi jeszcze umiejętności w sposobie władania i użycia wszelkiej broni i już wiedziałam, że nie są oni tymi, za których się podają, i że kłamią – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A powiedz mi jeszcze proszę, kto jest tym drugim wojownikiem z oddziału najprzedniejszych i wyborowych wojowników sztuki walki, tym, który posiadł w stopniu już najwyższym i najdoskonalszym sztukę poruszania się w boju i umiejętności/umiejętność władania wszelkim zbrojnym orężem. Czy jest to ktoś, kto władał już mieczem przed tobą, czy jest to być może ktoś z twojego oddziału wojowników/twoich wojowników, a być może będzie to ktoś, kto dopiero w przyszłości wprowadzony zostanie w najbardziej doskonały sposób poruszania się w boju i posiądzie sztukę i umiejętność najprzedniejszego sposobu użycia zbrojnego oręża – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Ty jesteś tym drugim wojownikiem z oddziału najprzedniejszych i wyborowych wojowników sztuki walki i ty posiądziesz zdolność i umiejętność najdoskonalszego sposobu poruszania się w boju i najbardziej doskonałego sposobu władania i użycia wszelkiego zbrojnego oręża – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. (J 14,12).

 

Rozdział IV – Ojciec i jego dwie córki. Esej o Bożej miłości, i o Bożym miłosierdziu.

Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody. (Mt 28, 16-20).

Dwunastu apostołom za trud głoszenia w świecie Chrystusowej Ewangelii, oraz narodowi wybranemu, w uznaniu dochowania wiary i w podziękowaniu za udostępnienie wyznawcom Chrystusa uprzywilejowanego miejsca przy tronie chwały Bożej i Bogu Wszechmogącemu za Jego Dobroć i Miłość Miłosierną dedykuję…

 

Pewnego razu przechodziłam obok domu, w którym mieszkał/przebywał który zamieszkiwał ojciec z jego dwiema córkami. Jedna z jego córek była starsza w latach od drugiej jego córki o około jedną dekadę przemijającego czasu. Ojciec obydwie swoje córki bardzo kochał i darzył je taką samą miłością, i żadnej z nich, ani tej młodszej, ani starszej swojej córki ponad drugą nie wyróżniał. Nie wyróżniał ani młodszej swojej córki, jak to niekiedy bywa, że młodsza córka obdarzana jest zwykle przez ojca głębszym uczuciem ojcowskiej miłości; nie obarczał też starszej swojej córki niepotrzebnymi i ponad jej siły i stan obowiązkami. Ale odniosłam też również wrażenie, że starsza z sióstr siostra doskonale wiedziała, iż młodsza jej siostra już tylko z tej racji i z tego powodu, że jest młodszą córką, domagać się będzie od Ojca, aby obdarzał ją jeszcze głębszym i bardziej rozmiłowanym uczuciem ojcowskiej miłości niż starszą jej siostrę, a starsza córka pozwoli młodszej swojej siostrze zawładnąć miłością ich Ojca na tyle, na ile owej miłości młodsza jej siostra będzie potrzebować – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

 

A po czym poznałaś, że w domu tym mieszkał Ojciec z dwiema swoimi córkami, i skąd wiedziałaś, że nie było z nimi matki? Czyżby odeszła od nich na pewien czas/pewien, albo udała się w długą i daleką, a być może i bezpowrotną już podróż? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

Przechodząc obok tego domu zatrzymałam się na chwilę i poprzez uchylone drzwi dyskretnie zerknęłam i zajrzałam do jego wnętrza. Stół w głównym i obszernym pokoju tego domu, a była to pora południowa, nakryty był do obiadu i przygotowany tylko na trzy osoby. Czwartego nakrycia nie zauważyłam. W zwyczaju owej krainy przyjętym było, a wiem o tym z opowiadań naszego ojca, że w porze południowego zasiadania do wspólnego rodzinnego stołu na miejscu przy stole naprzeciw drzwi wejściowych zasiadał ojciec rodziny. Po jego prawej stronie miejsce przy stole zajmowała jego żona, matka ich dzieci. Młodsze z rodzeństwa siadało naprzeciw ojca, a starsze z nich po jego lewej stronie, a więc naprzeciw matki. Dostrzegłam jeszcze i to, że miejsce przy stole naprzeciw drzwi wejściowych było nakryte do obiadu. Po tym poznałam, że w domu tym mieszkał Ojciec z jego dwiema córkami – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Powiedziałaś, że Ojciec obydwie swoje córki obdarzał taką samą miłością. Powiedziałaś jeszcze i to, że starsza z sióstr zgodziła się i dała młodszej siostrze przyzwolenie na to, aby młodsza jej siostra odczuwała/odczuła, że jest kochana przez swojego ojca miłością jeszcze większą i bardziej rozmiłowaną niż ta, którą ojciec obdarzał jej starszą córkę. Powiedz mi proszę, jakim sposobem to poznałaś? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

W zwyczaju owej krainy przyjętym było, a wiem o tym z opowiadań naszego ojca, że jeżeli matka odchodzi z domu na pewien czas albo udaje się w daleką podróż, jej miejsce przy stole w oczekiwaniu na jej powrót pozostaje wolne i nikt na nim nie zasiada. A jeżeli odejdzie na zawsze i bezpowrotnie, miejsce to pozostaje już przez nikogo niezajęte, a zauważyłam, że nakryte było i przygotowane dla młodszej z córek. A jeżeli tak się stało, oznacza to, że starsza z sióstr zechciała i dała przyzwolenie na to, aby młodsza jej siostra zajęła to miejsce i aby usiadła bliżej ojca, po prawej jego stronie, na miejscu swojej jej matki. Przywilej ten, zmiany miejsca przy stole i wywyższenia młodszego brata, czy też siostry, przysługiwał jedynie najstarszemu z rodzeństwa. Ojciec nie miał władzy zmiany zwyczaju zasiadania przy wspólnym rodzinnym stole. Po tym poznałam, że młodsza z sióstr dla starszej swojej siostry i dla ich ojca była kimś najważniejszym – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

A powiedz mi jeszcze, proszę, po czym poznałaś, że jedna z sióstr była starsza od drugiej o około jedną dekadę przemijającego czasu i skąd wiedziałaś, że w domu tym mieszkał ojciec z jego dwiema córkami, a nie ojciec z jego dwoma synami, albo ojciec z synem i z córką? – zapytała młodsza z sióstr, Oblubienica Mniejsza.

W zwyczaju owej krainy przyjętym było, a wiem o tym z opowiadań naszego ojca, że kiedy jej mieszkańcy zasiadali do wspólnego rodzinnego stołu, dziewczęta i niewiasty obok zestawu do południowego obiadu układały chusty takiego koloru, jakiego koloru narzutki nakładały na swoje ramiona przechadzając się późną popołudniową, czy też wieczorową porą pośród gajów i ogrodów owej krainy. Dziewczęta do lat piętnastu zwykły nosić na swoich ramionach nakrycia w kolorze żółto-niebieskim. Wybrały sobie taki kolor i dały przyzwolenie na używanie takiego zestawu barw dla ukazania obrazu kwitnącego i dojrzewającego w promieniach słonecznych na tle błękitnego nieba dorodnego i okazałego łanu zboża. Dziewczęta starsze mniej więcej o jedną dekadę przemijającego czasu okrywały się narzutami koloru oliwkowego, pomieszanego z lekkim odcieniem lazuru. Barwy te oznaczały dojrzałość i nadzieję spełnienia się ich najskrytszych marzeń, jak również gotowość wyruszenia w drogę, czy też odpłynięcia w szeroką i nieznaną, odległą dal z kimś, kogo obdarzą uczuciem odwzajemnionej miłości. Niewiasty owej krainy miały także w zwyczaju nosić na co dzień na ramionach narzuty i okrycia w innych jeszcze niż te kolorach, barwach i innych odcieniach. Niewiasty, już zamężne, narzucały na siebie nakrycia w kolorze granatowym i zielonomodrym, a to dla ukazania spełnienia się ich oczekiwań znalezienia miłości i jako wyraz gotowości ustawicznego dzielenia się nią i nieustannego jej przyjmowania. Matki natomiast, a więc te, które dały już życie i cieszyły się darem potomstwa, miały przywilej noszenia okryć w kolorze dojrzałego snopu zboża. Dziewczęta, te najmłodsze, nosiły na swoich ramionach nakrycia jedynie narzucone na siebie i wyglądały one tak, jakby opadły i były im ofiarowane w darze, albo dopiero co przed chwilą spłynęły na nie z niebios. Dziewczęta te, jeszcze stanu wolnego, nosiły swoje nakrycia w ten/taki sposób, że ich krańce na piersiach nakładały się na siebie, zamężne natomiast i matki zawiązywały je w lekki i delikatny węzeł. Dziewczęta, te jeszcze najmłodsze i te stanu wolnego, w porze południowego zasiadania do wspólnego rodzinnego stołu układały swoje chusty przy zastawach w ten sposób, że opadały one w dół dotykając prawie podnóża podłogi/powały. Dziewczęta, te już zamężne, składały swoje chusty wpół, matki natomiast układały je na stole złożone w kształcie kwadratu. A zauważyłam, że te dwie ułożone na stole chusty były w kolorze, jedna z nich, koloru żółto-niebieskiego, ta po prawej stronie Ojca i koloru oliwkowego, pomieszanego z głębokim błękitem, chusta po lewej jego stronie. Obydwie chusty rozłożone były i układały się w ten sposób, że dotykały prawie podnóża podłogi. Po tym poznałam, że w domu tym mieszkał ojciec z dwiema jego córkami. A po kolorze chust i sposobie ich ułożenia na stole przy zastawach wiedziałam i to, że obydwie były jeszcze stanu wolnego, a więc były jeszcze niezamężne.

Zapytujesz/Pytasz jeszcze, jakim sposobem poznałam, że w domu tym mieszkał ojciec z jego dwiema córkami. Otóż, w zwyczaju owej krainy przyjętym było, a wiem o tym z opowiadań naszego ojca, że młodzieńcy w porze południowego zasiadania do wspólnego rodzinnego stołu obok swoich zastaw ustawiali wyrzeźbiony ze szlachetnego drzewa cyprysowego mały drewniany kubek. Przypominał ten kubek w swojej formie i w swoim kształcie coś uczynionego na podobieństwo zdobycznego pucharu, czary, albo też małego wazonika. Po tym poznałam, że w domu tym mieszkał ojciec z jego dwiema córkami, a nie ojciec z jego synami, czy też ojciec z jego córką i z synem – powiedziała starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Poza tym odchodząc z tego miejsca, zwróciło moją uwagę jeszcze i to, że zasłony w oknach pokojów obydwu sióstr odsunięte były i ułożone w taki sam sposób i na takie samo podobieństwo, i tworzyły/tworząc jedną kompozycję. Zasłona okna w pokoju młodszej córki, tego po lewej stronie domu, odsunięta była, patrząc na ten dom z zewnątrz w lewą stronę, natomiast zasłona okna w pokoju starszej córki, tego po prawej stronie domu, odsunięta była, spoglądając na ten dom od strony drogi w prawą stronę. Zatem odsunięte zasłony okien pokojów młodszej i starszej siostry tworzyły tym sposobem kompozycję jednego okna z odsłoniętymi zasłonami. Spoglądając na ten dom odnosiłam wrażenie, że ani młodsza córka, ani starsza jej siostra nie oczekiwały od kogokolwiek ani komukolwiek nie okazywały, że potrzebują czegoś więcej i że spodziewają się otrzymać jeszcze coś ponad to, co znajdują już w tym domu i czego dostępują w darze od swojego ojca, Pana tego domu. Po tym poznałam, że Ojciec i Pan tego domu obydwie swoje córki bardzo kochał i obydwie darzył taką samą miłością – powiedziała, zamykając Księgę wtajemniczenia tego, co jest prawdą, a co jest fałszem, dobrem a złem, tego, co jest prawe i szlachetne, a co nim nie jest, starsza z sióstr, Biegnąca po Pagórkach.

Posłowie

Opowiadając historię dziejów pewnego narodu, historią życia dwóch sióstr, młodszej i starszej jej siostry, przedstawiłem wam koleje losów i następstwo dziejów rodu w historii ziemi najwybitniejszego. Jest to pokolenie ze wszystkich narodów, które dotychczas istniały najbardziej znamienite. Pokolenie, które wszystkim innym narodom wyświadczyło największą ilość dobra/najwięcej dobra. Pokolenie, za przyczyną którego w dotychczasowej historii dziejów ziemi, od samych jego początków, aż po dzień dzisiejszy, spłynęły nieprzebrane i nieogarnione bezmiary Bożej miłości, miłosierdzia i Bożego pokoju. Jest to pokolenie, które ziemię uczyniło miejscem przez Boga najbardziej umiłowanym. Pokolenie to jest chlubą ziemi. Opowiedziałem wam historię dziejów Chrystusowego Kościoła.

W opisywaniu historii dziejów tego pokolenia pomogła mi dogłębna znajomość Pisma świętego. Od najwcześniejszych już lat mojego dzieciństwa każdego dnia otwierałem karty księgi świętej i niezmiennie tak samo ogarnięty i zdumiony powagą i dostojeństwem każdego natchnionego jej słowa i całkowicie nią pochłonięty, przyswajałem sobie kolejne jej rozdziały i wersety. Potrafiłem w każdej chwili przywołać z pamięci dowolną myśl z księgi świętej i opowiadać historię życia i koleje losów biblijnych bohaterów i biblijnych postaci. Poznawałem tajemnice Boga i pisałem historię swojego życia. Zapragnąłem oddać się na służbę Bogu. Wiedziałem, że nie będzie to droga łatwa, że pewnego dnia przystąpi do mnie szatan i będzie chciał mnie od tego zamiaru odwieść, zawładnąć mną i pozbawić daru i przywileju Bożego synostwa. I przystąpił. Zbyt dobrze znałem jednak treść księgi świętej, każde jej słowo i każdy natchniony jej werset, historię dziejów i chlubne tradycje najwybitniejszego w dziejach ziemi narodu, aby on zły duch mógł mnie zwieść i sprowadzić na manowce. Jestem przecież potomkiem i dziedzicem szlachetnego narodu, pokolenia nabytego Bogu za cenę krwi Jego umiłowanego Syna. Jestem z rodu najwaleczniejszych i najbardziej odważnych wojowników. Naznaczony zostałem przecież w sakramencie chrztu świętego znakiem Chrystusowego krzyża.

I tymi słowy zakończę moją opowieść:

Nie było w historii ziemi dwojga, którzy bardziej by się kochali niż tych dwoje. On wszystko, co robił, robi dla niej, a ona żyła tylko dla niego.

Podobało się wam moje opowiadanie?

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE: AUTOR I OPRACOWANIE – MAREK MULARCZYK

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.